Biegłam właśnie przez las.Nagle przede mnie wyskoczyła
sarna.Mięcho!!!Pognałam za nią.Czułam zapach strachu,którego tak dawno
nie było...Łapami przebierałam jak najszybciej mogłam,ale i tak nie
mogłam jej dogonić.Biegła szybciej,o wiele szybciej niż inne
zwierzęta.Zaczęłam więc wyć,by ją przestraszyć.Nie miałam innego
pomysłu,jak ją złapać.Ta zaś odwróciła się i powoli zaczęła zmieniać
kształt i kolor.Zatrzymałam się i wpatrywałam.Teraz wyglądało to tak:
Moje mięcho rosło i rosło,aż w końcu było wielkości ...no,powiedzmy że
konia Shire.Otwarłam jadaczkę szeroko,a mój ozór wypadł.Ślina ściekała
mi po kłach.Zaczęłam machać ogonem.To coś,co przedtem miało groźną i
złowrogą sylwetkę teraz było przestraszone.Przed oczami miałam obraz
steka,pięknego,wielkiego steka z kopytami.Zdawał się mówić : ''Jestem
taki samotny,weź mnie,weź!!!''. Aż się oprzeć nie dało!Skoczyłam na
niego i zaczęłam gryźć.Po chwili leżał już martwy na ziemi,a raczej jego
kości leżały.Zaczęłam się oblizywać,gdy przede mną ukazał się jakiś
wilk.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz