Menu rozwijane dostarczyły profilki

sobota, 28 lutego 2015

Od Shontay do Sawyer'a

- Wpadł w moją pierwszą pułapkę - pomyślałam przyglądając się poczynaniom wilka. Chciałam jednak zmienić trochę bieg wydarzeń i ułatwić mu... robotę? Wkradłam się do jego myśli i spytałam.
- Wolisz pływać, czy pracować w ogródku? - Basior był lekko zdezorientowany.
- Decyduj się szybciej bo za chwilę nie będzie już wyboru - Zachichotałam widząc, że zbliża się do nory. Usłyszałam coś w rodzaju ,,pływać" jednak nie czekałam aż się do końca zastanowi. Machnęłam łapą i z nory zaczęłam tryskać woda, roślina schowała się pod ziemię a basior został wciągnięty w mały wir i postawiony na krwawej trawie.
- To była rozgrzewka - zachichotałam i po raz drugi machnęłam łapą. W oddali słychać było szum, coraz głośniejszy i głośniejszy. Z daleka było widać ogromną krwawą falę, tsunami. Była coraz bliżej i stawała się z każdą chwilą większa. - Miłego pływania - pomyślałam i pozwoliłam by krew opatuliła moje ciało. Niestety basior raczej nie umiał tego wykorzystać, bo stał jak słup, może obmyślał strategię? Było by to głupotą bo przed tsunami nie uciekniesz, a szczególnie tym. Było specjalne.
( Sawyer? Brak weny... )

Od Sawyer'a do Shontay

Zaskakujące jak cierpienie, czy utrata bliskiej ci osoby, może bezpowrotnie zmienić sposób w jaki dotychczas patrzyłeś na otaczający cię świat... Przestajesz cieszyć się drobnostkami takimi jak śpiew ptaków, widok kwitnącej rośliny, a nawet świadomością, iż będziesz prowadził długie i pełne wrażeń życie... Ale z czego tu być zadowolonym, skoro samotność i przytłaczające poczucie winy nie opuści cię do końca twoich dni?
Przez lata możesz uodpornić się na ból fizyczny, który z czasem zaczyna się stawać niemalże niezbędną częścią twej szarej codzienności... Jednak nigdy nie zdołasz uchronić się przed cierpieniem, jaki zadała ci okrutna przeszłość, pozostawiając po sobie głęboką ranę w twej psychice.
Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie uderzenie w głowę. Zatrzymałem się i mrugając kilkakrotnie, rozglądnąłem się wokół siebie ze zdezorientowaniem. Nikogo, ani niczego tam nie było...
Gdy ponownie miałem ruszyć przed siebie, niewielki przedmiot odbił się od mojej głowy i wylądował na trawie przede mną.
- Co jest? - wyszeptałem sam do siebie.
Nieznacznie pochylając się ku ziemi, zacząłem mu się uważnie przyglądać. Mały i brązowy... orzech? No bez jaj! Oberwałem orzechem?!
Z grymasem na pysku spojrzałem na pobliskie drzewo w poszukiwaniu niewielkiego, rudego stworzenia. Jak się zapewne domyślasz, niczego tam nie znalazłem. Ani śladu chole*nej wiewiórki!
Powolnym krokiem zbliżyłem się do mizernego pnia i nieznacznie go staranowałem w celu strącenia istotki. Czynność tą powtarzałem z około dziesięć razy. I co? Udało się! Kto by pomyślał...
Zadowolony z efektu, podbiegłem do leżącego plackiem stworzenia i ostrożnie je obwąchałem. Co było najgorszą rzeczą, na jaką mogłem się zdobyć... Rzekomo martwa istotka, szybko wdrapała się na mnie, przy tym drapiąc i gryząc po uszach. Skacząc jak po przedawkowaniu soku z gumijagód z trudem udało mi się ją strącić.
- Ty mała gnido! - warknąłem przygniatając ją do ziemi, na co rozpaczliwie zaczęła się szarpać.
Szybko jednak zrezygnowałem z próby ukatrupienia tego jakże kruchego stworzonka, bowiem zaledwie kilka metrów od siebie usłyszałem cichy trzask gałęzi. Rudzielec korzystając z chwili mojej nieuwagi, wyrwał mi się i z niezwykłym uradowaniem, a zarazem obawą, że go znowu złapię, czmychnął na pobliskie drzewo. Nie zaprzątając sobie dłużej nim głowy, rozglądnąłem się wokół siebie, po czym nie ujrzawszy niczego nadzwyczajnego leniwie ruszyłem przed siebie... Z każdą chwilą coraz bardziej intrygował mnie fakt, iż gdzieś... zdecydowanie daleko, w ciemnej jaskini, w której przez najbliższy czas miałem być więziony, dwie nieznajome mi wadery toczą zażarty pojedynek. Byłem niezmiernie ciekaw, która z nich okaże się silniejsza, jednak raczej nie chciałbym być tego światkiem... Dlaczego? No cóż, można powiedzieć, iż jestem zbyt podatny na wtrącanie się do tego typu spraw i jak znam życie stanąłbym po czyjejś stronie, nie przemyślawszy skutków jakie by to ze sobą przyniosło...
Gdy miałem ponownie kontynuować swą nużącą próbę odnalezienia jakiejkolwiek żywej istoty, coś wylądowało przede mną, tym samym zastępując mi drogę.
Zirytowany ową sytuacją, spiorunowałem wzrokiem przybysza. Był to dość pokaźnej postury wilk o białej sierści i krwistoczerwonych oczach. Z jego pleców wyrastały potężne anielskie skrzydła, co znacznie mogło zmylić, gdyż osobnik pod żadnym względem nie przypominał pokojowo nastawionego aniołka... Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, iż jest to wadera.
- Chyba coś mówiłam o uciekaniu z jaskini! - warknęła.
He? Czy to przypadkiem nie był tekst tej psycho... O chole*a! To ona?!
Nie zdołałem się nad tym zastanowić, gdyż wadera usiłowała chwycić mnie za obrożę, przez co natychmiastowo się uchyliłem, tym samym najwidoczniej ją rozwścieczając...
- Pogarszasz swoją sytuacje kotku. - ostrzegła.
Sam nie wiem co miałem o tym wszystkim myśleć... Z każdą chwilą byłem w coraz gorszym położeniu. Najwidoczniej owa wadera nie miała najmniejszego zamiaru mi odpuszczać... Dlaczego nie wyżyje się na jakimś króliku?! Ech... Normalnie zacznę mieć wrażenie, iż ktoś przykleił mi do piersi karteczkę z napisem "Dźgnij mnie, może poczujesz się lepiej!"... Jednak gdyby się tak porządnie zastanowić... zasłużyłem na to. Może to wszystko jest czymś w rodzaju kary za wszelkie błędy popełnione w przeszłości? Za rozlew krwi, cierpienia innych... Wszystko to teraz powraca z zamiarem zemszczenia się na mnie za pomocą przypadkowo spotkanej wilczycy, która najwidoczniej od dłuższego czasu czekała na kogoś takiego jak ja... Marną istotę bez żadnych powodów do życia. Dlaczego nie potrafię ot tak się poddać? Ból od niezliczonej ilości czasu przestał być mi straszny, więc co mnie powstrzymuje przed oddaniem się jej psychopatycznym fantazjom...? Może naprawdę jedyne na co zasługuję to zostanie czymś w stylu zabawki, tak uroczej, lecz psychicznej istoty? Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens bym się jej sprzeciwiał... Gdyby nie ta chole*na duma, która siedzi we mnie odkąd pamiętam, zapewne już od dłuższego czasu słuchałbym każdego jej rozkazu... Miałem zamiar powoli się wycofać, jednak coś mi to uniemożliwiało... Nie pozwalało na żaden gwałtowny ruch... - Teraz zacznie się prawdziwa zabawa! - zaśmiała się, otwierając coś w rodzaju mrocznego portalu, do którego po krótkiej chwili mnie wepchnęła. Po niespełna ułamku sekundy znajdowaliśmy się w całkowicie innym świecie. Niezwykle ponurym i przyprawiającym o dreszcze... Gdyby nie fakt, iż niemalże identyczne miejsca widywałem w snach, ogarnąłby mnie niemałe przerażenie. Z obrzydzeniem rozglądnąłem się wokół siebie. Niemal wszystko co nas otaczało ociekało gęstą ciemnoczerwoną cieczą. Drzewa, krzewy, a nawet trawa po której byłem zmuszony stąpać...Nawet nie wiem od jak dawna nie widziałem tak ogromnej ilości krwi. Najgorsze jednak było to, iż widok ten sprawiał mi coś w rodzaju... satysfakcji, przez co jeszcze bardziej nienawidziłem samego siebie...Wadera usiadła naprzeciwko mnie, ponownie przybierając swą pierwotną postać.- Masz trzy szansę, by złamać hasło w obroży. To nie wszystko. Po całym świecie porozrzucane są cztery kartki z zagadkami, jedna fałszywa. Wszędzie są pułapki. Ale ostrzegam, nawet jeśli złamiesz hasło w obroży nie znaczy to, że się uwolnisz. - uśmiechnęła się szyderczo. - Jedynie będziesz krok bliżej do zakończenia zabawy - zaśmiała się, po czym z gracją wzniosła się w powietrze.- Pamiętaj masz tydzień na odnalezienie kartek, czas Start! - wykrzyknęła, chwilę po tym znikając z mojego pola widzenia.Jeszcze przez kilka minut stałem w bezruchu, beznamiętnie wpatrując się w bordowe niebo, po czym powoli ruszyłem przed siebie.- Zostałem uwięziony w innym wymiarze... - szepnąłem sam do siebie, wciąż nie wierząc we własne słowa. - ...w celu odnalezienia chole*nych kartek... - kontynuowałem nie zważając na wzrastające we mnie negatywne emocje. - ...z tym chole*nym hasłem, do tej pi*przonej obroży!!!Możliwość wydarcia się ze świadomością, iż raczej nikt cię nie usłyszy była chyba jedynym plusem obecnej sytuacji... No bo czego innego mogłem oczekiwać? Lepsze to, niż wyładowywanie się na pobliskim drzewie...Na moje nieszczęście już po dwudziestu minutach szlajania się po tym dziwnym świecie, zaczęło do mnie docierać, iż z pewnością nie jestem tu sam... Czułem na sobie czyjś wzrok, lecz wokół mnie nie było niczego prócz olbrzymich roślin, czy spróchniałych pni drzew...Coś sprawiało, że czułem się nieswojo, jednak postanowiłem nie zaprzątać sobie dłużej tym głowy. Powinienem koncentrować się tylko na swoim celu, którym w tym wypadku było znalezienie pierwszej kartki...Ech, to takie żenujące... Skoro postanowiła mnie tu zamknąć, to powinna dać mi kilka wskazówek dotyczących ich położenia oraz zagrożenia w tamtych okolicach, choć jak mniemam nie ma tu zbyt wielu stworzeń. W końcu do tej pory nie natrafiłem na ani jedno... Po pułapkach też nie ma śladu... Więc o co tu cho...Z zamyślenia wyrwał mnie ucisk w prawej tylnej łapie. Zirytowany obejrzałem się za siebie, spodziewając się kolejnego chwasta, o który po raz kolejny jak na złość skutecznie się zahaczyłem. W niczym się nie pomyliłem, jednak ta kolczasta roślina, ku mojemu zdziwieniu zaczęła ciasno oplatać moją nogę. Z grymasem na pysku szarpnąłem się gwałtownie usiłując przerwać to natręctwo, jednak ta jeszcze bardziej wkłuła się w moją łapę i jednym silnym szarpnięciem cisnęła mną o potężny pień pobliskiego drzewa. W momencie w którym w bolesny sposób zetknąłem się z chropowatą korą, rozległ się niepokojący trzask. Byłem na tyle wstrząśnięty bieżącymi wydarzeniami, iż nie byłem w stanie stwierdzić czy ten nieprzyjemny dźwięk świadczył o tym, że coś sobie złamałem, czy był to po prostu odgłos łamanej gałęzi, na którą niemal się nadziałem...Gdy tylko osunąłem się na ziemię, kolejne pnącze oplotło się wokół mojej szyi i klatki piersiowej, zaciskając się wystarczająco mocno bym nie mógł zaczerpnąć powietrza.Przez pewną chwilę przez myśl przebiegła mi chęć obronienia się używając jednej z mocy, jednak świadomość iż automatycznie miałbym się przemienić w łaknące krwi monstrum, szybko ją rozwiała.Ostatnią rzeczą jaką ujrzałem była średnich rozmiarów nora, do której byłem wleczony i para żółtych oczu w jej wnętrzu. Zaraz potem zostałem pochłonięty przez gęstą ciemność...
<Shontaya?>

piątek, 27 lutego 2015

Towarzysz Misty !

http://fc09.deviantart.net/fs71/f/2014/076/3/3/33599721bf68670a3ed35a5161d11ec4-d7akpwm.png
(potrafi zmieniać wygląd)
Imię: Lieen (czytaj lijen)
Wiek: 8 lat,nieśmiertelna
Talizman/przedmiot: Nie ma.
Właściciel: Misty

Od Misty do Revenge

Leżałam na ziemi i wiłam się z bólu.Czułam,że odpływają ze mnie wszystkie siły do walki.W końcu wadera przestała zadawać nam ból.Tylko z morderczym uśmieszkiem odeszła do lasu.Leżałam tak jeszcze przez chwile,aż w końcu przemieniłam się w siebie,mój demon był wykończony.Wstałam powoli i chwiejnym krokiem zbliżyłam się do nieznajomej wadery.
-Czy...czy nic ci się nie stało?-Spytałam.
-Nie mam sił...-Powiedziała.W tej chwili zemdlała.Zaniosłam ją do mojej jaskini.Poczekałam,aż się obódzi.Otworzyła oczy dopiero po dwuch dniach.Wtedy zaczęłyśmy naszą rozmowę.Dowiedziałam się o jej przeszłości bardzo wiele.Okazało się też,że nie należała do mojej watahy.
-Chcesz mi towarzyszyć?-Spytałam w końcu.
-A będę mogła tutaj mieszkać?-Spytała.
-Pewnie.Będziemy takimi współlokatorkami,okay?
-Okay.-Po tych słowach do jaskini weszła ta wadera...
(Revenge?)

czwartek, 26 lutego 2015

Od Revenge do Misty

Jakaś wadera stanęła przede mną z wściekłymi oczami.Chyba planowała mnie zabić wzrokiem,ale...no cóż,chyba jej się nie udało.Rzuciła się na mnie,więc zrobiłam unik.Zaraz,zaraz...Czy to jest Misty?W sensie jej demon?!Pachnie jak Misty...Mniejsza z tym,jak chce walkę na demony,to ją dostanie!Zmieniłam się w mojego demona i skoczyłam jej na kark.Przewróciła się,a ja zaczęłam jej wpychać do pyska ziemię.
-Żryj ziemię,jak taka pobożna naturze jest!-Wykrzyczałam jej w pysk.Po tych słowach jakaś woda lunęła mi na łapy i zamarzła.Misty wstała i otrzepała się z ziemi.Gdy już to zrobiła,to zaczęła podchodzić.Pomału,z otwartym pyskiem,z którego wystawały kły.Gdy była mniej więcej metr ode mnie skoczyła w moją stronę.W tej chwili rozwaliłam lód łapami i schyliłam się.Przez to wylądowała za mną.Obróciłam się w jej stronę i zadałam jej ogromny ból (umysłem),który nie zabijał,ale z każdą chwilą rósł.
-Myślisz,że małą pokrywą lodu mnie zatrzymasz?!Nie wiesz,na co mnie stać!!!-Krzyknęłam.Patrzyłam,jak z jej pyska wytryskiwała krew i jak wiła się z bólu.Łapą podrapałam ziemię,wtedy na Misty pojawiły się ślady po moich pazurach.Po chwili zacisnęłam łapę,a wadera ścisnęła się w kulkę.Przyglądałam się temu z morderczym uśmiechem.Każda chwila tej zabawy mnie bawiła.Chciało mi się śmiać na ten widok.W końcu jej oczy były czerwone od krwi.Nagle usłyszałam szelest.Pośpiesznie przestałam z tym bólem.Wtedy wszystkie rany znikły z ciała Misty,znikła też krew i wszystko związane z tą porywczą zabawą.Wszelkie ślady zostały zakryte.Z krzaków wyłonił się jakiś wilk.
-To twoja koleżanka?-Spytałam Misty.
-No...n-Nie dokończyła,ponieważ zadałam nieznajomej ten sam ból,co przedtem Misty.Ta przyglądała się temu zszokowana.Wtedy skoczyła na mnie i ugryzła w ucho.
-Co robisz!-Krzyknęłam i zadałam jej cios w kark.Wadera padła na ziemię nie przytomna.Po kilku minutach zabawa przy nieznajomym wilku mnie znudziła.Zostawiłam więc go i oddaliłam się.Obejrzałam się tylko przez ramię,wilk dochodził do siebie i zaczął szturchać Misty,tak jakby chciał ją obudzić.Swoją drogą do to chyba była wadera...Nie ważne.Pobiegłam przed siebie i dotarłam do jakiejś rzeki,a raczej potoku.Cała okolica była zielona,gdzie nie gdzie rosły kwiaty.Wyglądała mniej więcej tak:
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/230265_gory_laka_rzeka.jpg
W tej samej chwili uświadomiłam sobie,że jest początek wiosny,a to wszystko wygląda co najmniej na początek lata.Zobaczyłam rybę w strumieniu i od razu zapomniałam o wcześniejszych rozmyślaniach.Skoczyłam w jej kierunku i zaczęłam za nią biec.Gdy byłam wystarczająco blisko skoczyłam na nią.Wzięłam ją do pyska.Rzuciłam ją w trawę.Moim oczom ukazała się kolejna ryba,chyba pstrąg.Rzuciłam się na niego i zjadłam na miejscu.Później poszłam do trawy i poczęłam szukać wcześniej wyrzuconej zwierzyny.Pachniała pięknie.Woń strachu i smród łusek...ta...ta druga opcja pachniała ohydnie.Ble,ble,ble,ble,ble,ble,ble i jeszcze raz BLE.Wyrzuciłam rybę z powrotem do wody.Była zepsuta!A zepsutego mięcha nie wolno jeść...Czeeemuuu!!!Brzusio mówi sam za siebie!
-Czemu głupia ryba musi być zepsuuuutaaa!-Krzyknęłam zdruzgotana.Wtedy usłyszałam czyjeś szepty.Poczułam też woń wadery...wadery...to Misty!No nie!Znowu ona!Czemu mnie spotyka taki los!
-Misty nie przychodź tu.Mam cie już dość!-Wyraziłam całą prawdę.Po kilku minutach szepty ucichły i z krzaków wyskoczyła Misty i ta wadera,którą zaatakowałam.Zaczęły mnie podnosić i sięgnąć za łapy i głowę.
-Co wy robicie!!!-Krzyknęłam i ogonem walnęłam nieznajomą waderę.Misty mnie puściła i powoli wycofała do tyłu.
-To był twój pomysł!Ty...ty...-Nie dokończyłam,ponieważ skoczyłam na nią i ugryzłam w pysk.Druga wadera skoczyła na mnie i przewaliła.Walnęłam ją łapą,ale ona wstała i zaczęła mnie gryźć.Obie wadery toczyły ze mną kilku minutową walkę.W końcu zaczęłam dusić umysłem obie wadery
(Misty?Albo ta druga wadera???)

środa, 25 lutego 2015

od Misty do Revenge


Co to miało być?!To jakaś psychopatka!Leżałam właśnie i próbowałam wstać.Niestety nie udało mi się to,ponieważ nie miałam sił i byłam obolała.Zaczął padać deszcz.Zrobiło się wielkie błoto.Ściany przepaści były zrobione z ziemi,która pękała i spadała zakopując mnie żywcem.Przyszedł moment,gdy nie miałam czym oddychać.Krztusiłam się błogem.Nagle do głowy wpadł mi pomysł,poprosiłam w myślach wodę z deszczu,by mnie uniosła.Tak też się stało.Gdy położyła mnie na trawie zmieniłam się w demona,który dodał mi sił.W mgnieniu oka wstałam i biegłam za tą waderą.Nie mogłam jej znaleźć.Wszystkoe zapachy zniknęły w deszczu.Nagle coś stanęło przede mną.To była ona.
(Revenge?)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Opowiadania

Nie chcę się wtrącać w sprawę opowiadań jednak, miło by było gdyby opowiadanie nie składało się z samych dialogów, urozmaicajcie je trochę. Postarajcie się dawać trochę mniej obrazków a więcej treści lub dodawaj więcej treści między odstępami :)
~~Shontaya

Od Shontay do Sawyer'a i Ascanday

- Nienawidzę jak ktoś przerywa mi zabawę! - ryknęłam i z całej siły uderzyłam w waderę. Furia po woli ogarniała cały mój umysł. Nie mogłam się już powstrzymać, pozwoliłam by mój demon przejął kontrolę nad moim ciałem. Moje ciało zaczęło się zmieniać.

Wzleciałam nad waderę.
- Później się z tobą policzę! - warknęłam i z całej siły odepchnęłam się od ściany. Leciałam szybko nie patrząc gdzie. Kierowałam się węchem. Jako demon miałam wyjątkowo rozwinięte niektóre zmysły. Zatrzymałam się przed basiorem.
- Chyba coś mówiłam o uciekaniu z jaskini! - ryknęłam mu prosto w twarz. Basior wydawał sie zdezorientowany. Chciałam złapać go za obrożę i zaciągnąć do innej jaskini jednak ten zrobił unik, rozwścieczając mnie tym jeszcze bardziej.
- pogarszasz swoją sytuacje kotku - warknęłam. Basior chciał się wycofać jednak byłam szybsza, guzik był tylko przykrywką, obrożę kontroluje myślami. Najlepsze jest to że żeby ja zdjąć potrzebne jest hasło. Ma się trzy próby, żeby je odgadnąć. Oczywiście ja w przeciwieństwie do niego je znałam.
- Teraz zacznie się prawdziwa zabawa! - Zaśmiałam się i otworzyłam portal. Był to jeden z moich ulubionych. Prowadził do MOJEGO świata. Popchnęłam basiora do portalu i sama tam wskoczyłam. Po chwili byliśmy na miejscu. Dookoła nas rozpościerały się drzewa, każde pokryte krwią. Zamiast owoców miały wnętrzności. Długo by tu opowiadać co tam jeszcze jest jednak teraz bardziej skupiłam się na basiorze. Jego wyraz twarzy się zmienił. Był widocznie obrzydzony widokami. Jaka szkoda, myślałam, że mu się spodoba. Usiadłam na przeciwko niego i zmieniła się z powrotem w siebie.
- Masz trzy szansę, by złamać hasło w obroży. To nie wszystko. Po całym świecie porozrzucane są cztery kartki z zagadkami, jedna fałszywa. Wszędzie są pułapki. Ale ostrzegam, nawet jeśli złamiesz hasło w obroży nie znaczy to, że się uwolnisz - tu zrobiłam szyderczy uśmiech. - Jedynie będziesz krok bliżej do zakończenia zabawy - Wybuchnęłam śmiechem i wzniosłam się w powietrze. Mogłam tu wszystko. Niestety jego to nie dotyczyło.
- Pamiętaj masz tydzień na odnalezienie kartek, czas Start!
( Sawyer? )

Od Revenge do Misty

Gdy wadera poszła siadłam i zaczęłam kopać wielki dół.Minęło parę godzin,gdy dokończyłam mój wielki dół.Nazwałam go ''Wielki Dół''. Strasznie mi się podobał.Chciałam go pokazać komuś.Do głowy wpadła mi Misty.Natychmiast pobiegłam po nią.Znalazłam ją przy tym samym strumyku,przy którym się poznałyśmy.Ugryzłam ją w ogon i ciągnęłam biegnąc.Wrzeszczała i wierciła się nieziemsko.
-Tyy...-Wysapała,gdy ją położyłam na ziemi.W tej chwili zepchnęłam ją w dół.
-Ładny,nie?-Spytałam z psychicznym uśmiechem.Zaczęła coś wykrzykiwać,że mnie do sądu pozwie czy coś.
-Będę sędzią!-Oznajmiłam pod koniec jej bełkotu.Już sobie wyobrażałam,jak walę młotkiem w stół i skazuje ją na śmierć.A ponieważ jestem mordercą,to byłaby moja zwierzyna.Misty- legenda zwierzyny Revenge. Rozkojarzyłam się i odeszłam zupełnie zapominając,że zostawiłam Misty w tym dole.Dopiero na końcu lasu przypomniałam sobie o niej.Na chwile stanęłam,ale po krótkim namyśle s\twierdziłam,iż chwila w samotności jej nie zaszkodzi.
(Misty?)

Od Jasmin do Amiri

- Tak, znalazłam Polanę Duchów - powiedziałam starając się uśmiechnąć. Nagle skorupka jajka zaczęła pękać. Przyglądałyśmy się zjawisku. Po minucie stał przed nami nie mały smok.
Śmierć - Wariant 20 - Stadium 2.png
- Wow ! Jak on się tam zmieścił ? - Amira nie kryła zdziwienia.
- Nie wiem, ale on będzie chyba jeszcze większy.
- No to masz przekichane - powiedziała i dziwnym trafem kichnęła.
- Hah - zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne. Ha ha ha - powiedziała jakby była zła z tego powodu.
- Wiesz co jedzą smoki ?
- Mięso - powiedziała...

< Amira ? >

Od Amiri do Jasmin

- To co z nim zrobisz ? - spytałam Jasmin.
Byłam ciekawa czy umie się zajmować zwierzętami. Podeszłam do niej gdy kładła jajo w małym zagłębieniu w ścianie.
- Ale wiesz że zwierze potrzebuje opieki. Szczególnie te małe. - bałam się o stworzonko w jajku. Jasmin nie wydawała się zbyt opiekuńcza.
- No przecież że wiem.
-Chciałam się tylko upewnić. Ja jeszcze nie mam zwierzaczka , ale pomagałam takiej dziewczynie , bo sobie nie radziła.
- Ta. Nie musisz się martwić wiem jak postępować ze zwierzętami. - odparła wadera chyba miała już dość mojego towarzystwa.
- Jasmin jesteś tu już długo ?
- Nie specjalnie , a co ?
- A nic po prostu chciałam wiedzieć czy znalazłaś jakieś fajne miejsca.
( Jasmin?)

Od Misty do Revenge

Trochę zaskoczyło mnie zachowanie tej wadery,a zwłaszcza,gdy zaczęła mnie gonić.
-Jak się nazywasz?-Spytałam.
-A czy to ważne?-Odpowiedziała pytaniem tak,jak by to było zbyt wiele.
-Nie naciskam.-Oznajmiłam i odwróciłam się.
-Idę.-Powiedziałam.
-I nie wracaj...-Powiedziała nieco ciszej.-Nie lubie,gdy obce wilki wchodzą mi w paradę.-Dodała.
(Revenge?Sory,brak weny ;-)

Od Jasmin do Kogoś - Nowy Teren

Assassin zdążył już się wykluć więc ćwiczyłam z nim polowanie. Nadawał się do dłuższych wędrówek.
 Śmierć - Wariant 20 - Stadium 2.png
Wędrowaliśmy bez celu. Przypadkiem doszliśmy na jakąś polanę.
 http://www.tapetus.pl/obrazki/n/87930_las-polana.jpg
 Nic na niej nie było więc usiedliśmy by się posilić. Nagle przed nami stanął jeleń, ale nie byle jaki. To był duch.
 

Był piękny. Cały niebieski. Obok niego stała łania.
 
 Zaraz zza drzew wybiegł kotek i zając.
 
 
 Nim się obejrzeliśmy przyleciał orzeł. Wszystko to było niebieskie.
 
Gapiliśmy się jak wół w malowane wrota. Nagle wszystko zniknęło.Postanowiłam, ze nazwę tą polanę Polaną Duchów. Usłyszałam szmer. Byłam pewna, ze to wilk.
- Kim jesteś ? Wyłaź - powiedziałam do nieznajomego ...

< Wilku ?>



Od Revenge

Biegłam właśnie przez las.Nagle przede mnie wyskoczyła sarna.Mięcho!!!Pognałam za nią.Czułam zapach strachu,którego tak dawno nie było...Łapami przebierałam jak najszybciej mogłam,ale i tak nie mogłam jej dogonić.Biegła szybciej,o wiele szybciej niż inne zwierzęta.Zaczęłam więc wyć,by ją przestraszyć.Nie miałam innego pomysłu,jak ją złapać.Ta zaś odwróciła się i powoli zaczęła zmieniać kształt i kolor.Zatrzymałam się i wpatrywałam.Teraz wyglądało to tak:
http://fc05.deviantart.net/fs71/f/2014/036/4/c/blue_wip_by_madeofrib-d758bn8.png
Moje mięcho rosło i rosło,aż w końcu było wielkości ...no,powiedzmy że konia Shire.Otwarłam jadaczkę szeroko,a mój ozór wypadł.Ślina ściekała mi po kłach.Zaczęłam machać ogonem.To coś,co przedtem miało groźną i złowrogą sylwetkę teraz było przestraszone.Przed oczami miałam obraz steka,pięknego,wielkiego steka z kopytami.Zdawał się mówić : ''Jestem taki samotny,weź mnie,weź!!!''. Aż się oprzeć nie dało!Skoczyłam na niego i zaczęłam gryźć.Po chwili leżał już martwy na ziemi,a raczej jego kości leżały.Zaczęłam się oblizywać,gdy przede mną ukazał się jakiś wilk.
(Ktoś?)

Od Revenge do Misty

Szłam z pustym brzuchem przez las.Delikatny szum strumienia doprowadzał mnie do szału.Wtedy zobaczyłam waderę.
-Witam.-Powiedziałam i skoczyłam do strumyka,ochlapując jednocześnie nieznajomą.Przyglądałam się jej zdezorientowanej buźce z szyderczym uśmiechem.
-Wiesz...dawno nie jadłam no i jestem bardzo głodna.Jesteś jedyną żywą istotą,jaką widziałam po drodze,więc...-Nie dokończyłam,ponieważ rzuciłam się na waderę.Ta jednak zrobiła unik,a ja wbiłam moje pazury w drzewo.Zaczęła uciekać.Pośpiesznie wyciągnęłam pazury z konaru i pognałam za nią.Zbliżałam się z każdą chwilą.Gdy byłam już przy jej ogonie zaczęłam kłapać szczęką.W tej samej chwili zrobiła ostry zakręt i nie wyrobiłam.Spadłam w przepaść.Na szczęście moim oczom ukazała się nie wielka półka skalna.Chwyciłam się jej mocno łapami i podciągnęłam się.Usiadłam na twardej powierzchni i próbowałam się wspiąć do góry,niestety skała była płaska i nie mogłam się wspiąć.Znajdowałam się kilkanaście metrów od lasu.W tej samej chwili wpadłam na dobry pomysł.Zaczęłam rzucać się na ścianę skalną.Po chwili kilka kamieni spadło mi pod łapy.Zgarnęłam je w jedno miejsce i znowu waliłam w ścianę,tym razem tak mocno,że gałąź drzewa,nad którym się znajdowałam złamała się i spadła.Zaczepiła o jeszcze większą gałąź,która pękła,ale nie złamała się.I właśnie po to były mi kamienie.Zaczęłam rzucać nimi w miejsce pęknięcia.Po pewnym czasie gałąź spadła.Ułożyła się idealnie,bym mogła po niej przejść.Wskoczyłam i zaczęłam się wpinać do góry.W końcu stanęłam na miękkiej ziemi.Ta wadera,którą goniłam stała nad przepaścią przez cały czas?
-Jestem Misty.-Powiedziała nieśmiało.
-A ja jestem głodna.Masz szczęście,nie zjem cie,tak jak planowałam.-Oznajmiłam .-Pewnie jesteś członkiem Watahy ognistych łez.Członków nie wolno zjadać.-Powiedziałam rozczarowana.
-Widziałam jak wyszłaś tutaj po tym drzewie.Nie mogłaś po prostu wejść tymi schodami?-Spytała i pokazała głową stopnie na skale.
-Aaa...No nie mogłam bo...bo po prostu nie chciałam,no...-Nie wiedziałam co powiedzieć.Nie zauważyłam tych schodów!Namęczyłam się tyle na nic!
(Misty?)

Powitajmy...

http://fc02.deviantart.net/fs70/f/2011/199/c/6/commission__shexarizon_by_chireiya-d40ie7u.png
Imię: Revenge
płeć: Wadera
Wiek: 4 lata,nieśmiertelna
Charakter: Revenge jest szalona.Robi różne rzeczy,które tylko wnerwiają inne wilki.Kocha zabijać,bawić się krwią,zadawać ból.Nie jest miła.Jest agresywna,ale lojalna.Trudno zdobyć jej zaufanie,a nawet można powiedzieć,że to nie możliwe.Jest brutalna i niezależna.W ułamku sekundy skoczy na ciebie i podetnie gardło.Jest psychopatką.Nie wiele wilków może ją znieść.Jej sumienie nie działa jak należy.Nie przejmuje się cierpieniami innych wilków,tylko jeszcze im dogryza.Czasami pomoże,chociaż nie spodziewaj się tego.Nie kocha,jest chamska.Często pakuje się w kłopoty,ale nie szuka pomocy.Niebezpieczeństwo ją nie obchodzi.Kocha ryzyko,bez niego nie byłoby żadnej zabawy.KOCHA zabijać.
Historia: Urodziła się w ogromnej,opuszczonej jaskini.Rodzice wystawiali szczeniaki na próby.Polegały na tym,by znaleźć drogą w długich,nie kończących się korytarzach.Żyło tam wiele groźnych stworzeń.W chwili narodzenia się Revenge i jej rodzeństwa rodzice zostawili ich.Musieli przeżyć.Celem Revenge było zabicie pozostałych i dotarcie do wolności.Zajęło jej to prawie cały rok.Tylko ona i jej brat przetrwali tę próbę.To oznaczało,iż może opuścić stado i wyruszyć w świat.Tak też zrobiła,ale jeszcze przed tym zabiła ojca i matkę,którzy wręcz skazywali szczenięta na śmierć.Dotarła tu po kilku latach.
Umiejętności: Revenge jest sprytna i zwinna.Potrafi wyjść z ogromnych tarapatów.Jest silna i szybka.Jej kły są jak miecze,które miażdżą nawet kości.Porusza się bezszelestnie.Ma demona,którego nie zawsze kontroluje.
Moce: Potrafi zmieniać w popiół różne zwierzęta,sprawia,że ktoś się dusi.Potrafi dostać się do umysłów innych i wprowadzić w błąd.Gdy wpada w szał zabija wzrokiem.(Jako demon może też wytwarzać ogromny ból,który nie zabija,lecz trwa).
Żywioł: Śmierć,umysł,ból.
Cechy charakterystyczne: Czerwone futro.
Stanowisko: Morderca
Motto: Krew jest słodka,jak zemsta
Partner: nie szuka
Rodzina: Rodziców zabiła hehe,niestety pozostał brat.
Klan: Mordelones
Talizman: Nie wieży w takie rzeczy.
Nora: tajemnica
Inne zdjęcia: Demon
głos
Spadek: 200 KR
właściciel: Sweetrevenge

niedziela, 22 lutego 2015

Od Sawyer'a do Shontay i Ascanday cz II

Wszystko nie zmieściło się w jednym poście więc tu jest dokończenie
~~ Shontaya


Po kilku sekundach odwrócił się w przeciwnym kierunku i zaczął odchodzić, powoli rozpływając się w powietrzu.
- Masz zamiar mnie tu zostawić?!
Tygrys nie reagując, całkowicie zniknął z pola mojego widzenia...
- Świetnie! Po prostu zaje*iście! - warknąłem sam do siebie, po czym ze zdeterminowaniem podążyłem w wybranym przez siebie kierunku.

<Shontaya?Ascanday? Ktosiu?>

Towarzysz Jasmin !


Śmierć - Wariant 20 - Stadium 1.png
Imię: Assassin
Wiek: Jeszcze jest jajkiem
Talizman/przedmiot: Klik
Właściciel: Jasmin

Od Jasmin do Amiri - Towarzysz

- No dalej, przedstaw się - powiedziałam skrzeczącym głosem naśladując waderę.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie wygłupiaj się - naśladowałam ją.
- Ja jestem Amira, a ty ?
- Ja jestem Jasmin, a ty ? - na tym skończyłam udawanie.
- Już mówiłam.
- Wiem - zaśmiałam się gdy nagle moją uwagę przykuło jajko stojące za waderą.
Śmierć - Wariant 20 - Stadium 1.pngByło takie dziwne, ale mimo to podeszłam do niego. Szturchnęłam je lekko łapą,a ono nic. Podeszła do mnie Amira.
-Trzeba je zabrać - oznajmiła. Popatrzyłam na nią.
- Ktoś musi się nim zająć.
- No na pewno nie ja - zaprotestowała.
- Ja to zrobię. Będzie się nazywać ... hmm... Assassin.
- Morderca ?
- Tak - przytaknęłam i wzięłam jajo na łapy po czym schowałam je w kołczanie. Poszłyśmy do mojej jaskini. Amira rozejrzała się po grocie.
http://2.bp.blogspot.com/-p0OnRk88weo/UTn7Ba65vxI/AAAAAAAAAHM/QEMQQiZCxN4/s1600/Cave_by_eWKn.jpg
- Trochę tu ciemno  - powiedziała.
- Nie często tu bywam. Założę się, że u ciebie nie jest jaśniej.
- No w sumie - zawachała się.
- Gdzie by go tu dać ?
- Może tu ? - pokazała łapą na małe zagłębienie w skale.
- Idealnie...

< Amira ? >


Od Sawyer'a do Shontay i Ascanday

Nigdy nie doceniałem tego co miałem. Dom, rodzinę, przyjaciół... Wszystko to było częścią mojego małego, idealnego świata i nawet przez myśl mi nie przeszło, że utrata tego może przysporzyć tyle cierpienia. Pozostały tylko wspomnienia. Nadzwyczaj dołujące i przygnębiające. Dlaczego? Ponieważ nie mogę przypomnieć sobie żadnej radosnej chwili, a kłótnia z ojcem to jedna z ostatnich rzeczy która utknęła mi w pamięci. Jak można normalnie żyć ze świadomością, że ostatnie słowa jakie od ciebie usłyszał to, to że nie chcesz go więcej znać? Jak można znieść to poczucie winy, że nie zdołałeś ochronić swej niewinnej, młodszej siostrzyczki, przez co miałeś na łapach jej krew? Oraz to, że gdyby nie ty wszystko byłoby w jak najlepszym porządku...? Nie można. Sęk w tym, że właśnie nie można!
Czemu więc nie skrócić tych męczarni i nie popełnić samobójstwa? To najlepsze rozwiązanie jakie dotychczas przyszło mi do głowy. Jednak ilekroć próbowałem za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem, więc można powiedzieć, że dałem sobie z tym spokój... Poza tym Lucy... No właśnie, co Lucy? Nie chciałaby mojej śmierci? Miałaby mi za złe, że próbuję uciec od cierpienia i samotności, na które zostałem skazany? A może byłaby niezwykle uradowana faktem, iż postanowiłem podążyć w jej ślady...?
Gdy od wyjścia z jaskini dzielił mnie zaledwie jeden krok, coś zmusiło mnie do zawrócenia i co dziwniejsze uklęknięcia przed nieznajomą...
Chole*a! Co jest ze mną nie tak?! Kilka lat temu trzeba było siłą przekonywać mnie do uklęknięcia przed alfą, a teraz...? Ot tak okazuję szacunek pierwszej lepszej istocie!
Usiłowałem się podnieść, jednak coś mi to uniemożliwiało. Całkowicie straciłem kontrolę nad własnym ciałem...
Zdezorientowany wzniosłem wzrok ku czarno-czerwonej waderze.
Fakt, iż stała nade mną z tak wyniosłą miną niezmiernie mnie irytował, jednak... Nie! Nie ma sensu jeszcze bardziej pogrążać się w tej jakże niekorzystnej sytuacji.
- I jak ci się podoba? - zachichotała, najwidoczniej zadowolona z bieżącej sytuacji.
Nie rozumiem jakim cudem skłoniła mnie do czegoś tak poniżającego... Jak to możliwe, że ta jej dziwna obroża, może mieć na aż mnie taki wpływ?
- Pij. - rozkazała, podając mi jakiś podejrzany napój.
Lekko marszcząc nos, przyjrzałem się podarowanej cieczy. Była gęsta i wręcz obrzydliwie zielona... Jakby tego było mało, przedziwny roztwór nie szczycił się również zbyt miłym zapachem...
Z obrzydzeniem niemalże wymalowanym na pysku, pospiesznie odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku, na co wadera ostrzegawczo pokiwała mi pazurem przed oczyma.
- Nie, nie tak powinieneś robić w stosunku do swojego właściciela - zaśmiała się szyderczo.
Na słowo "właściciel" momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Wciąż nie przyjmowałem do wiadomości, iż miałbym być czyjąś własnością, a już w szczególności kogoś takiego jak ona...
Wadera ponownie naciskając guzik, zmusiła mnie do wypicia tego jakże wstrętnego napoju, przygotowanego przez jej krwawego sługę.
Z trudem powstrzymując się od serii kaszlnięć, wciąż nie odrywając wzroku od mej prześladowczyni, gwałtownie podniosłem się do pozycji stojącej. Mrużąc oczy, lekko pochyliłem się ku waderze.
- Skarbie... - zacząłem rezygnując z próby powstrzymania ironicznego uśmiechu, który od dłuższej chwili cisnął mi się na pysk. - Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek zgadzał się na zostanie twoim niewolnikiem.
Wadera oddaliła się o kilka kroków i z szyderczym śmiechem, przycupnęła na pobliskiej skale. Z dziwnym uśmiechem... jeśli można to tak w ogóle nazwać, nieustannie mierzyła mnie wzrokiem, jakby rozważała posunięcie się do czegoś niezbyt przyjemnego...
Rozdrażniony jej dziwnym zachowaniem, wypuściłem powietrze z charakterystycznym świstem.
Fakt, że tak krucha istota mogła wydawać mi polecenia, które na moje nieszczęście byłem zmuszony wykonać, doprowadzał mnie do... Sam nie wiem. Cała sytuacja przytłaczała mnie do tego stopnia, iż nawet nie byłem w stanie stwierdzić co o tym wszystkim sądzę...
- Twoje rany zaczęły się powoli goić... - oznajmiła z zafascynowaniem.
Niepewnie podążyłem za jej wzrokiem, skupiającym się na moim boku. Miała rację... rany w pewnym stopni zaczęły się zasklepiać, choć nie do końca mnie to ucieszyło... Dlaczego? Otóż szansa, iż wda się zakażenie i po pewnym czasie zniknę z tego świata, diametralnie zmalała, przez co...
- Teraz chyba mogę troszkę się z tobą pobawić... - odparła z entuzjazmem niemalże równym uradowanemu dziecku.
Podniosła się i powoli ruszyła w moim kierunku.
- Aż tak zależy ci na mojej bliskości... - zacząłem, gdy wilczycę dzieliło ode mnie zaledwie kilka centymetrów. - ...iż zapragnęłaś mieć mnie na wyłączność? - dokończyłem uśmiechając się bezczelnie.
Nieznajoma nie odsuwając się, a nawet celowo minimalnie przybliżając, jakby swą obecnością usiłowała wywrzeć na mnie jakąś presję, rzuciła mi prowokujące spojrzenie.
Nim zdołałem jakkolwiek zareagować, ponownie zatkała mi pysk łapą.
- Nie schlebiaj sobie. - odparowała, a po jej pysku przebiegł cień cynicznego uśmiechu. - Jesteś tu tylko po to, by dostarczyć mi rozrywki.
Odsuwając się nieco, cicho zaśmiałem się pod nosem.
- Rozrywki, powiadasz? - prychnąłem. - Jaki typ "rozrywki" masz na myśli?
Wilczyca uśmiechnęła się groźnie i tajemniczo, przez co po ciele przebiegł mi zimny dreszcz.
Była tak nieprzewidywalna, że nie miałem bladego pojęcia, na co może zdobyć się w upływie paru sekund.
- Wybacz, jednak muszę cię rozczarować. Mam lepsze zajęcia od "zabawy" z tobą. - burknąłem.
- Nie możesz mi się sprzeciwiać. - zaśmiała się.
Niezmiernie kusiło mnie, by jej w jakiś złośliwy sposób odpowiedzieć, jednak nim to uczyniłem, zostałem ponownie zmuszony do klękania przed jej obliczem.
- Sprawia ci to satysfakcję? - warknąłem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z podekscytowaniem, po czym jej uwagę przykuło coś znajdującego się za mną. Dopiero po kilku sekundach do moich uszu dobiegły czyjeś kroki...
Intruz bez zbędnego wahania rzucił się na stojącą przede mną wilczycę, po czym zbliżył się do mnie.
Była to jasnoszara wadera, której... szczerze mówiąc jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem. Budową niemal wcale nie różniła się od powalonej przeciwniczki, jednak w jej oczach było coś całkowicie odmiennego i...
- Uciekaj. - szepnęła mi do ucha, lekko się nade mną pochylając.
Spojrzałem na nią spode łba, szykując się do stanowczej odmowy, jednak coś mi w tym przeszkodziło. Nieznajoma, za pomocą cienia stworzyła istotę przypominającą potężnego tygrysa, który bez ostrzeżenia zacisną szczęki na moim karku i wraz ze mną wybiegł z jaskini, w której rozpoczął się zacięty pojedynek.
Przez kilkanaście pierwszych metrów, przez które taszczył mnie ze sobą, usiłowałem się wyrwać, jednak nie otrzymując oczekiwanych rezultatów, szybko zrezygnowałem.
- Dobra, możesz mnie już odstawić. - burknąłem.
Tygrys zignorował moje polecenie. Ponadto, jakby chciał mi zrobić na złość, znacznie przyśpieszył.
- Puść mnie do chole*y! - warknąłem i tym razem istota wysłuchała moich słów.
Zatrzymała się pośrodku jakiejś dziwnej, opustoszałej przestrzeni i odłożyła mnie na ziemię.
Marszcząc brwi z rozwścieczeniem rozglądnąłem się wokół siebie, po czym wbiłem wzrok w stojący przede mną cień.
- I co, jesteś z siebie zadowolony? - syknąłem. - Gdzieś ty mnie do jasnej chole*y wyniósł?!
Istota przekrzywiła łeb w prawą stronę, bacznie mi się przyglądając. Po kilku sekundac...

od Amiri

Szłam właśnie przez wielką gęstwinę.Stworzona była z milionów drzew i krzaków,zupełnie pustych.Tylko na nielicznych widać było małe pąki kwiatów.Nagle usłyszałam szelest między gałązkami krzaków.Obejrzałam się przez ramie i zobaczyłam sylwetkę wilka.
- Ktoś ty? - zapytałam.
- Nikt kogo powinnaś znać - powiedział wilk.
Wyszedł z cienia. Była to wadera
- No dalej przedstaw się - zachęciłam ją.
( Ktoś chętny? )

sobota, 21 lutego 2015

Muzyka

Jak już obiecałam na czacie, dodałam muzykę. Napiszcie czy wam się podoba, gdyż wybierając ją sugerowałam się swoim gustem muzycznym a chce żeby muzyka podobała się większości więc jak ktoś ma jakieś "ale" to niech piszę.

Od Ascanday do Shontay i Sawyer'a

Przechodziłam koło ciemnej jaskini. Poczułam, że dzieje się tam coś dziwnego.
- Shontaya jeśli znowu to ty to lepiej dobrze się ukryj - warknęłam pod nosem i pewnym krokiem weszłam do jaskini. Oczywiście moim oczom ukazała się Shontaya. Moje oczy zwróciły się na basiora który przed nią klęczał. To był ten nowy... Sawyer czy jakoś tak, w tej chwili mało mnie to obchodziło. Shontaya spojrzała na mnie, jej wzrok z szaleńcze podnieconego zmienił się w ogromnie zirytowany. Szybkim ruchem chwyciłam Shontaye kłami i powaliłam na ziemię. Nie lubiłam się cackać. Podeszłam do basiora, widocznie wypił "słynną" herbatkę Shontay bo jego rany zaczęły się sklepiać. 
- Uciekaj - Szepnęłam mu na ucho i stworzyłam z cieni tygrysa. Cień złapał go w pysk i wybiegł z jaskini. Widziałam tylko jak basior zirytowany patrzy na mnie, w końcu jednak znikł za krzakami. Poczułam jak coś wbija mi się w kark. Była to Shontaya. Była w furii, wiedziałam, że słowa do niej nie dotrą. Zaczęła się poważna walka..
( Shontaya, Sawyer? ) 

od Shontay do Sawyer'a

Lepiej być nie mogło! basior szedł w stronę wyjścia! z trudem powstrzymywałam się od wybuchnięcia głośnym śmiechem. Nadszedł czas wypróbować moją zabawkę. Gdy basiora dzielił już tylko krok od wyjścia. Nacisnęłam guzik, ukryty pod skałą. Basior stanął po czym podszedł do mnie i uklęknął. W jego oczach malowało się zdezorientowanie. Klasnęłam głośno łapami.
- I ci się podoba? - Zachichotałam rada z tego że "obroża" działa. Opanowałam się szybko i przywołałam gestem łapy "wilka" z krwi. Niósł on gotową już herbatę. Podałam ją basiorowi, który zatopiony był w swoich myślach.
- Pij - warknęłam. Basior spojrzał na ciecz z obrzydzeniem i odwrócił głowę. Pokiwałam mu pazurem przed pyskiem.
- Nie, nie tak powinieneś robić w stosunku do swojego właściciela - zaśmiałam się szyderczo po czym kliknęłam przycisk raz jeszcze. Basior wypił ciecz. Ciekawe czy wie jak działa obroża?
( Sawyer?

Od Sawyer'a do Shontay

Za każdym razem, gdy tylko zamykałem oczy w celu chwilowego odpoczynku, czy poukładania sobie swoich chaotycznych myśli, widziałem... Lucy. Nie potrafiłem tego przezwyciężyć, przez co z każdą chwilą coraz bardziej wydawało mi się, iż ktoś wytatuował mi ją na wewnętrznej stronie powiek. Widok ten wcale nie był przyjemny, bowiem każde wspomnienie, czy pamiątka związana z jej osobą sprawiały, że czułem się niezwykle przygnębiony. Nie tylko przez wzgląd na to, że jej już nie ma i nigdy nie wróci, lecz również przez świadomość, iż kilkanaście minut przed jej śmiercią powiedziałem coś czego będę żałował do końca życia...
- Dotarliśmy! - wyrwał mnie głos z zamyślenia.
Zirytowany odwróciłem się w stronę wadery, jednak nim zdołałem jakkolwiek zareagować, zostałem brutalnie pchnięty do wnętrza ciemnej jaskini.
Przez chwilę stałem w bezruchu, dając ujście swym negatywnym emocją, poprzez potok przekleństw i obelg na temat nieznajomej wymruczanych pod nosem, po czym ze zrezygnowaniem usiadłem na chłodnym kawałku skały.
Z wręcz namacalnym niezadowoleniem rozejrzałem się wokół siebie. W jaskini panował półmrok, przez co z trudem dostrzegałem co poniektóre szczegóły. Była duża i zadbana, jednak mimo zalet jakie posiadała, raczej nie zdobyłbym się na mieszkanie w takim miejscu jak to...
Z lekkim grymasem na pysku zacząłem przyglądać się poczynaniom istoty, która mnie tu zawlokła. Wadera zbliżyła się do jednego z większych i dość niebezpiecznie wyglądających kamieni, po czym bez zbędnego wahania rozcięła sobie na nim łapę, by po chwili z ciemnoczerwonej cieczy stworzyć coś na kształt wilka. Najwidoczniej zadowolona ze swojego tworu uśmiechnęła się, a następnie nadała mu polecenie, którego niestety niedosłyszałem...
Dostrzegając, iż ją obserwuję zbliżyła się do mnie i usiadła obok.
- Więc po co tu jesteśmy? - warknąłem, głosem wręcz przesiąkniętym irytacją.
- Chce cię wyleczyć żeby dłużej móc się z tobą bawić. - wyszczerzyła zęby w szyderczym uśmiechu.
Bawić? Co ona sobie wyobraża?! Najpierw zastępuje mi drogę, taszczy ze sobą do jakiejś podejrzanej nory, a teraz oświadcza, że chce się ze mną bawić...? A może chodzi jej o coś całkowicie innego? Jak na przykład wejście w posiadanie czegoś, na czym mogłaby wyładowywać negatywne emocje, czy zaspokajać swe sadystyczne zachcianki...
No przepraszam bardzo, ale czy ja wyglądam na jakiegoś pieprzon**o masochistę?!
Nieznajoma założyła mi coś na szyję, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Marszcząc brwi spojrzałem na przedmiot oplatający mój kark. I co zobaczyłem? Nie wiem! Nie mam bladego pojęcia, czym to do chole*y mogło być, jednak w pewnym sensie przypominało... obrożę.
Powoli przetrawiając minione wydarzenia, posłałem waderze piorunujące spojrzenie. Z każdą chwilą coraz bardziej nachodziła mnie ochota wygarnięcia jej, co o tym wszystkim sądzę, jednak nim zdołałem to uczynić, nieznajoma zatkała mi pysk łapą.
- Spokojnie kotku - zaśmiała się szyderczo. - To tylko żebyś nie myślał o czymś głupim jak opuszczenie tej jaskini.
Niepokój, niczym niewidzialna siła chwycił mnie w swe objęcia i zamknął w miażdżącym, żelaznym uścisku, jednocześnie wpajając do głowy pytania, na które zapewne nigdy nie otrzymam odpowiedzi. Szybko jednak ustąpił miejsca złości i nieodpartemu pragnieniu wyładowania na czymś swoich negatywnych emocji...
Starając się nad sobą zapanować, powoli zmierzyłem wzrokiem swego prześladowcę.
Zdecydowanie różniła się od wilków, które miałem zaszczyt spotkać do tej pory. Zarówno z wyglądu, jak i wyjątkowo irytującego charakteru... Muszę jednak przyznać, iż miała w sobie coś niezwykle... intrygującego?
Dość drobna, tajemnicza istota, niemalże emanująca rządzą krwi i brutalnością w nastawieniu do mej osoby. Ukazywała to w swej postawie, sposobie mówienia i... spojrzeniu. Nienaturalnie zielonym i niezwykle przeszywającym...
Uwagę jednak najbardziej przykuwało jej ciemne futro, miejscami wyglądające jak splamione sporą ilością rubinowej krwi.
- No i na co się tak gapisz? - syknęła.
- Czego ode mnie chcesz? - spytałem ignorując jej poprzednie pytanie.
- Już mówiłam. Chcę cię wyleczyć i trochę się z tobą pobawić. - odparła uśmiechając się uroczo.
Lekko zmarszczyłem brwi.
- Chyba nie do końca rozumiem... Ty chcesz się pobawić ze mną, czy może mną?
Nieznajoma zaśmiała się szyderczo, okrążając mnie i bacznie obserwując z każdej strony. Po raz pierwszy skojarzyła mi się z tajemniczą waderą nawiedzającą mnie w snach...
- Zapytam raz jeszcze... Jak masz na imię? - zaczęła.
Wątpię, by interesowało ją cokolwiek powiązanego z mą marną egzystencją, więc po jaką chole*ę zadaje pytania, na które raczej nie chce znać odpowiedzi?
- Nie interesuj się. - warknąłem.
- Wiesz, uprzejmość jeszcze nikomu nie zaszkodziła. - uśmiechnęła się cynicznie. - Może zechciałbyś spróbować?
- Co będę z tego miał?
Wadera mrucząc coś pod nosem, zbliżyła się do stworzonej wcześniej istoty.
Z cichym westchnieniem spojrzałem w jej kierunku, po czym podniosłem się i kuśtykając ruszyłem w stronę wyjścia z jaskini.

<Shontaya?>

Od Shontay do Sawyer'a

- Owszem, więc czy raczyłabyś się wreszcie odsunąć? - Warknął zniecierpliwiony basior
- Czy ja wiem... dobrze się bawię - zaśmiała się szyderczo i usiadłam jak gdyby nigdy nic. Basior spojrzał na mnie złowrogo, jednak mało mnie to obchodziło. Od dawna z nikim nie gadałam. Szkoda że jest ranny bo mogłabym się lepiej pobawić, ale cóż dobre, że chociaż mogę się z nim podroczyć. W tej oto chwili wpadłam na genialny ( dla mnie ) pomysł. Podniosłam się szybko z entuzjazmem i przerzuciłam basiora na plecy, uważając by jad z pazurów nie dostał mu się do krwi, wtedy zabawa była by już skończona.
- Co ty wyrabiasz! - Syknął z irytacją basior. Wiedziałam że jego rany wciąż są świeże i mogą się otworzyć, jednak biegłam przez las co jakiś czas ,,przypadkowo,, przebiegając przez niskie gałęzie przez co basior dostawał w pysk. Basior cały czas wrzeszczał na mnie ale zrozumiał że nic sobie z tego nie robię zaprzestał i tylko mruczał coś pod nosem.
- Dotarliśmy! - Wrzasnęłam basiorowi w ucho gdy tylko odstawiłam go do jaskini w której nie raz spędziłam noce. przecięłam sobie łapę o ostry kamień i zrobiłam ze swojej krwi coś podobnego do wilka. Basior spojrzał na mnie podejrzliwie ale milczał. Kazałam ,,wilkowi,, zrobić leczniczą herbatę a sama usiadłam koło basiora
- Więc po co tu jesteśmy? - Warknął zirytowany
-  Chce cię wyleczyć żeby dłużej móc się z tobą bawić - wyszczerzyłam żeby po czym założyłam mu na szyję coś w rodzaju obroży. Basior spojrzał na mnie badawczo po czym w jego oczach ukazała się furia. Już chciał wrzasnąć co o mnie myśli ( jak sądzę ) jednak zatkałam mu pysk łapą.
- Spokojnie kotku - Zaśmiałam się szyderczo
- To tylko żebyś nie myślał o czymś głupim jak opuszczenie tej jaskini. - Warknęłam zadowolona że w końcu mam to co chciałam, zabawkę.
( Sawyer? )

Od Sawyer'a

Półprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się wokół siebie. Niewiele mi to dało, biorąc pod uwagę fakt, iż moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do otaczającego mnie mroku. Powietrze wypełniał ostry zapach miedzi, a ziemia wręcz lepiła się od gęstej cieczy.
Starając się zlokalizować swoje położenie niepewnie ruszyłem przed siebie. Mimo wielu starań, nie natrafiłem na nic znajomego. Jakby tego było mało, nie słyszałem szumu drzew, odgłosów jakichkolwiek stworzeń... nawet własnego oddechu. Przemieszczałem się nadzwyczaj cicho i bezszelestnie, jakbym unosił się nad powierzchnią. Ale przecież to niemożliwe! Musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie...
Przyśpieszyłem w celu narobienia, choć najmniejszego hałasu. Jak się niestety spodziewałem nic z tego nie wyszło. Nie mogąc już wytrzymać przenikliwej ciszy usiłowałem wrzasnąć, jednak coś mi to uniemożliwiało. Nie byłem w stanie wydać jakiegokolwiek dźwięku. Za każdym razem gdy otwierałem pysk, miałem nieprzyjemne wrażenie, że ktoś chwyta mnie za szyję i ściska na tyle mocno, że z trudem zachowywałem przytomność. Powoli zacząłem panikować. Nie dość, że nie miałem bladego pojęcia gdzie się znajduję, to jeszcze ktoś usiłował mnie udusić...
Bez zastanowienia zacząłem biec w wybranym przez siebie kierunku, mając złudną nadzieję, że w ten sposób uda mi się wydostać z tej mrocznej otchłani. Gdy rozpędziłem się wystarczająco, zostałem brutalnie zatrzymany przez coś twardego i szorstkiego. Ignorując ból głowy i pyska spowodowany mocnym uderzeniem, podniosłem się i zbliżyłem do sprawcy moich cierpień. Łapą natknąłem się na korę potężnego pnia drzewa. Uradowany znaleziskiem przywarłem do niego czołem w celu chwilowego odpoczynku i poukładania sobie bieżących wydarzeń. Gdy to uczyniłem drzewo ot tak zniknęło, pozostawiając mnie samego w ciemności.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, przez co z trudem utrzymywałem równowagę. Dziwne rozmazane światełka wirowały przed mymi oczami, tym samym doprowadzając do szaleństwa. Bliski załamania, mocno zaciskając powieki, osunąłem się na ziemię...
Gdy ponownie otworzyłem oczy, wszystko wróciło do normy. Leżałem na wilgotnej trawie wewnątrz gęstego lasu. Znów słyszałem szum drzew, szelest spowodowany gwałtownymi ruchami istot czyhających w krzakach i... ciężkie bicie swojego serca.
Nie zwlekając już ani chwili dłużej, wstałem porządnie się otrzepując. Całą sierść miałem posklejaną i lepką od ciemnoczerwonej cieczy... Krew?
Zszokowany, dokładnie zmierzyłem wzrokiem każdą część ciała, wyszukując dotkliwego zranienia. Bezskutecznie, co nie do końca mnie ucieszyło. Skoro to nie jest moja krew... to czyja?
Rozglądnąłem się wokół w celu odnalezienia jakiegoś martwego stworzenia. Niczego nie znalazłem, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło.
Oszołomiony, postanowiłem opuścić to miejsce i powrócić do mijanej wcześniej polany. Może tam przypomnę sobie, co działo się przez ostatnie kilka godzin...? Choć najpierw zdałoby się obmyć z tego paskudztwa...
- Gabrielu... - zawołał kojący głos.
Zatrzymałem się w pół kroku i obejrzałem za siebie. Między drzewami zobaczyłem zarys mrocznej sylwetki wilka. Zbliżyłem się do wadery, wciąż zachowując bezpieczną odległość.
- Musiałaś mnie z kimś pomylić. - warknąłem nie mogąc rozpoznać przybyszki. - Moje imię brzmi...
- Wiem jak masz na imię. - wtrąciła cicho chichocząc.
Marszcząc brwi, podszedłem o jeszcze kilka kroków.
Kim ona jest?! Jej głos wydaje się taki znajomy, jednak nie potrafię...
- Sawyer, nieprawdaż? - wyrwał mnie głos z zamyślenia. - Syn Melody i Black'a. - dodała w zadumie. - Uroczo razem wyglądali.
- Skąd to wszystko wiesz? - burknąłem, na co odpowiedziała mi szyderczym śmiechem.
Z każdą chwilą wypełniało mnie coś w rodzaju zwiększonej irytacji. Sama obecność przybyszki doprowadzała mnie do stanu, którego nie potrafiłem opisać. Wzrastały we mnie negatywne emocje, które potęgując się w całość stawały się niczym bomba, mogąca w każdej chwili wybuchnąć.
- To przykre, wiesz? - mruknęła z nutą urażenia. - Byłam z tobą przez te wszystkie lata, a ty nawet nie masz pojęcia o moim istnieniu.
- Chyba nie do końca rozumiem do czego zmierzasz. - odparłem, usiłując wyszukać ją wśród ciemności, w które tak nagle się wtopiła. - Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
- Powiedzmy, że jestem twoim... "aniołem stróżem". - wyszeptała mi do ucha, na co lekko się wzdrygnąłem.
Odsunąłem się od wadery, w celu dokładnego zmierzenia jej wzrokiem.
Od razu mogłem stwierdzić, że widzę ją pierwszy raz w życiu. Siedziała nieopodal, nieustannie świdrując mnie swymi pustymi, błękitnymi ślepiami. Jej białe futro, mimo iż wszędzie wokół było mnóstwo błota, pozostawało bez żadnej skazy.
- Przestań mi się tak przyglądać, bo jeszcze poczuję się niezręcznie. - uśmiechnęła się niewinnie, po czym podnosząc się, z nieskazitelną gracją ruszyła w moim kierunku.
- Urocze. - prychnąłem, starając się nie zwracać uwagi na nienaturalną bliskość nieznajomej. - A więc...?
- Angie. - odparła, okrążając mnie.
- ...Angie. Co ty tu robisz?
- Otóż jestem tu po to, by spełnić twoje życzenie. - zachichotała, "przypadkiem" smagając mnie ogonem po pysku.
Był on na tyle puchaty, że z trudem powstrzymałem się od kichnięcia.
- Jakoś nie wyglądasz mi na złotą rybkę. - burknąłem z grymasem na pysku.
Wadera zachichotała cicho, po czym zaprzestając ciągłemu okrążaniu mnie, usiadła naprzeciwko.
- Głuptasie, mówiłam ci już, że jestem twoim...
- Anioły nie istnieją. - przerwałem jej.
- Jeszcze niedawno byłeś innego zdania.
- Co?
- Modliłeś się, by twoja siostrzyczka wróciła do świata żywych, nieprawdaż? Błagałeś o...
- Stul pysk! - warknąłem, z trudem panując nad własnymi emocjami.
- Ciśnienie ci skoczy. - zaśmiała się. - Tak więc jak już mówiłam, twoje prośby zostały wysłuchane. Odzyskasz swoją kochaną rodzinkę i chęć do życia. Co ty na to?
Kilka dni temu zapewne bez najmniejszego wahania bym się na to zgodził, ale teraz? Nie chciałem tego. A bynajmniej nie od niej... Nie wiedziałem dlaczego, ale jakaś część mnie podpowiadała mi, że to najzwyklejsze kłamstwo, dzięki któremu owa wadera bez problemu owinie mnie sobie wokół palca...
- Wybacz, ale jestem zmuszony odmówić. - mruknąłem, jednak nim zdołałem się podnieść i ruszyć w swoją stronę, wadera szepcząc coś pod nosem przyłożyła mi łapę do czoła, tym samym sprawiając mi niemiłosierny ból.
Jej oczy stały się krwistoczerwone, a futro czarne niczym smoła.
- Później się rozliczymy. - zaśmiała się szyderczo, po czym...
Obudziło mnie głośne krakanie. Leniwie uniosłem powieki i chcąc przewrócić się na drugi bok wylądowałem na białym puchu. Jęcząc i wijąc się na lodowatym śniegu, wzniosłem wzrok ku drzewu z którego właśnie spadłem. Gdy ponownie spojrzałem przed siebie, moim oczom ukazał się właściciel irytujących odgłosów. Ptak stał niedaleko mojego pyska i wpatrywał się we mnie otępiałym wzrokiem.- Przeklęte ptaszysko! Przez ciebie przez tydzień nie będę mógł chodzić! - warknąłem podnosząc się gwałtownie i usiłując "pacnąć'' sprawcę moich cierpień, czego szybko pożałowałem, bowiem obrażenia, jakie zadał mi morderca Lucy, ponownie przypomniały mi o swej obecności.
Z grymasem na pysku, spojrzałem na rozorany bok. Głębokie cięcia rozchodziły się wzdłuż żeber, co jakiś czas zbaczając z kursu i zmierzając w stronę kręgosłupa. Mimo, iż z ran przestała sączyć się krew, moje ciało wciąż przeszywał niemiłosierny ból. Tak intensywny, jakby ponownie rozszarpywały je dziesiątki, ostrych jak brzytwa kłów i pazurów...
Powoli zacząłem żałować, że się obudziłem. Miałem cichą nadzieję, że jest to kolejny chory sen, w którym straciłem ostatnią bliską mi osobę...
Po raz kolejny łzy napłynęły mi do oczu, więc starając się już więcej o tym nie myśleć ze spuszczoną głową ruszyłem przed siebie, co było kolejnym błędem. Dlaczego? Bo zaledwie po kilku krokach, jak na złość musiałem w coś wleźć, poprawka "w kogoś" wleźć.
- Jasna chole*a! Uważaj jak... - uniosłem wzrok.
Moim oczom ukazała się nieznajoma wadera.
- Kim jesteś? - spytała podejrzliwie.
- Istotą żywą, bynajmniej jak na razie. - burknąłem, kątem oka zerkając na rozcięty bok.
- Może konkretniej? - domagała się.
- Wolałbym nie.
- Jak masz na imię? Co tu robisz?
- Jeśli dobrze mi się zdaje, moje imię nie jest ci potrzebne do szczęścia. Co tu robię? Hm...Wpadam na natrętnych przechodniów. - uśmiechnąłem się złośliwie i kuśtykając wyminąłem nieznajomą.
Ku mojemu zdziwieniu, wyprzedziła mnie tym samym zagradzając mi drogę. Uważnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Słuchaj no, paniusiu. Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale jak widzisz nie do końca jestem w nastroju na zabawy z tobą, więc pozwól że się oddalę. - usiłowałem ponownie ją wyminąć, jednak gdy tylko mi się to udało, zakręciło mi się w głowie i niemal osunąłem się na ziemię.
- Klękasz przede mną? - uniosła jedną brew w wyrazie zdziwienia.
- Jasne, bo przecież nie mam nic lepszego do roboty od klękania przed małolatami. - rzuciłem ironicznie, ignorując ból głowy.
- Nazwałeś mnie ''małolatą''? - obruszyła się. - Nie sądzę byś był ode mnie starszy. Ile więc masz lat cwaniaku?
- To złociutka nie jest pytanie jak na pierwszą randkę. - uśmiechnąłem się bezczelnie.
Wilczyca spiorunowała mnie wzrokiem. Byłem prawie pewny, że jeśli usłyszy jeszcze jeden tekst w tym stylu, źle się to dla mnie skończy... A może właśnie na tym mi zależało? Czy jeśli ją rozwścieczę, byłaby zdolna do tego, by skrócić mój marny żywot?
Jakby się nad tym porządnie zastanowić, nawet jeśli mi się to nie uda, pozostaje jeszcze powolne wykrwawianie się gdzieś z dala od wszelkich istnień...
- Czy przypadkiem nie miałeś się oddalić? - warknęła.
- Owszem, więc czy raczyłabyś się wreszcie odsunąć?

<Shontaya?>

Powitajmy...


Imię: "W ustach wrogów nasze imię brzmi jak przekleństwo..." Sawyer.
Płeć: "Uważanie którejś z płci za lepszą, czy ważniejszą, jest co najmniej tak samo ,,sensowne'' jak twierdzenie, że prawa noga jest zasadniczo lepsza od lewej." Basior
Wiek: "Wolałbym żyć krótko, ale w chwale, niż w mroku przez wieki." 6 lat
Charakter: "I nasz charakter posiada wrodzone skazy." Nie da się go opisać ot tak, głównie ze względu na to, że dla niego samego jego charakter jest jedną, wielką i irytującą zagadką. Za młodu spostrzegany był jako miły, wesoły i pełny energii szczeniak z wiecznym uśmiechem na pysku. Często spotykane były również pochopne stwierdzenia o jego niesamowitej niewinności, uczciwości i optymistycznemu nastawieniu do świata. W końcu czemuż by miało być inaczej? Miał kochającą rodzinę, miejsce do treningów i zabawy, a jednak mimo wszystko z każdym dniem stawał się coraz gorszy. Pragnął odciąć się od rzeczywistości, zamknąć w swym małym, ponurym świecie, gdzie nikt nie będzie mu mówił co i w jaki sposób ma robić. Coraz częściej kłócił się z ojcem, który poprzez swe ciężkie treningi chciał zrobić z niego godnego przywódce. Mały basior wraz z wiekiem znacznie bardziej się buntował, tym samym sprawiając rodzicom niemałe kłopoty. W wieku dwóch lat po wstrząsającej sprzeczce jaką sam wszczął, na kilka dni opuścił swą rodzinną watahę. Gdy wszystko sobie poukładał, postanowił wrócić i przeprosić bliskich za swe haniebne zachowanie, na co niestety było za późno. Jego rodzice jak i większa część watahy zostali wręcz rozszarpani przez sforę zasiedlającą sąsiednie tereny. Stracił niemal wszystko, na czym choć trochę mu zależało. Pozostała mu tylko siostra, która cudem uniknęła śmierci, wybierając się w trakcie owego ataku na polowanie. Saw, niedługo po tej bolesnej stracie stał się arogancki, bezczelny i samolubny. Uzależnił się od sarkazmu, a w jego głosie zaczęła dominować pogarda. Nie liczy się ze zdaniem innych i zapewne tak pozostanie. Ceni sobie szczerość, tym samym nie toleruję kłamstwa. Ma ironiczne poczucie humoru. Łatwo wyprowadzić go z równowagi. Potrafi uprzeć się przy swoim. Ciężko zdobyć jego zaufanie, lecz za to łatwo je stracić. Wtyka nos w nie swoje sprawy. Od drugich urodzin (właśnie wtedy jego rodzina została zamordowana) dręczą go koszmary, przez co mało sypia. Typ uwodziciela, cwaniaka i ryzykanta. Lubi prowokować, za co nie raz dostał za swoje. Bez problemu wszczyna bójki i ze względu na wieloletnie doświadczenie rzadko kończą się one dla niego porażką. Zdarza się, że ma chwilę słabości, a na wszelką ofiarowaną pomoc w jego trudnościach odpowiada wrogością. Nie chowa urazy, a istotę która w pewnym sensie "nadepnęła mu na odcisk" trzyma na dystans, lub traktuję niepoważnie. Jest gotów do poświęceń. Nie łatwo go zniechęcić, a od niektórych spraw trzeba odciągać go siłą, lub dobrze przemyślanym szantażem. Jego największą słabością stała się młodsza siostra – Lucy. Niedługo jednak nacieszył się jej obecnością, bowiem po kilku latach wspólnej wędrówki natknęli się na niedźwiedzia...Saw mimo wszelkich starań nie zdołał jej ochronić. Widok jej śmierci głęboko wyrył mu się w pamięci, przez co ostatnimi czasy miewa myśli samobójcze.
Historia: "Historia jest bigosem, ciężko strawną zbieraniną nie tylko z całego tygodnia, lecz z lat wielu tysięcy." Zdecydowanie nie jest z tych, co kończą się słowami "I żyli długo i szczęśliwie". Jego rodzice zostali zamordowani, gdy Saw miał zaledwie dwa lata. Wraz z ocalałą młodszą siostrą, opuścił swą rodzinną watahę i wyruszył na poszukiwania nowej. Po kilku latach z powodu przypadkowego wtargnięcia do zamieszkałej jaskini, zostali zaatakowani przez rozwścieczonego niedźwiedzia. Saw z cudem uszedł z życiem, bezskutecznie starając się ocalić siostrę. Ranny i wstrząśnięty śmiercią ostatniej bliskiej mu osoby, natknął się tutejszą watahę.
Umiejętności: "Życie wymaga umiejętności zapaśnika, nie tancerza. Stanie na własnych nogach jest wszystkim, nie potrzeba pięknych kroków."
Gdyby się tak porządnie zastanowić, do jego mocnych stron przede wszystkim należą siła i wytrzymałość. Bez nich, biorąc pod uwagę fakt, iż w jego życiu aż roi się od bólu i cierpienia, zapewne od kilku miesięcy wąchałby kwiatki od spodu... Szybkość czy zwinność również nie są u niego na najniższym poziomie, jednak przez wzgląd na dość potężną posturę w przeciwieństwie co do poniektórych rówieśników, nie zmieści się we wszystkich zakamarkach, co niekiedy ostro daje mu się we znaki.
Moce: "W tak ciemne noce jak ta, siadam na parapecie i patrzę w gwiazdy. Ktoś bardzo mądry kiedyś mi powiedział, że gwiazdy mają magiczną moc. Więc skoro spełniają życzenia to poprosiłbym tylko o jedno, aby dały mi siłę i dość odwagi, by żyć."
~ Przemiana w "Wilka Mroku" - jest niekontrolowana, uaktywnia się podczas używania jakiejkolwiek mocy, dlatego rzadko ich używa. Znacznie zwiększa siłę ataków i podsyca jego negatywne emocje, przez co jest nieobliczalny.
~ Mroczna horda - tworzy liczne cienie przybierające postać przeciwnika i atakujące ze zdwojoną siłą.
~ Mrok - obszar w zasięgu dwóch kilometrów zostaje pogrążony w gęstych ciemnościach, w których swobodnie poruszać się mogą tylko wyznaczone przez niego istoty.
~ Zgubna ciemność - na czas nieokreślony ofiara nie widzi nic prócz czarnej otchłani.
~ Wyładowanie elektryczne - niekontrolowane i zależne od jego emocji. Nadmierna irytacja powoduje mimowolne porażenie istoty, która go dotknie.
~ Elektryczne pnącza - dotkliwie rażą przeciwnika, póki ten nie utkwi w bezruchu.
~ Odporność - jest odporny na porażenia prądem i częściowo również na ataki żywiołem Mroku.
~ Stalowa wola - dzięki niej jest odporny na wszelkie próby szperania w jego umyśle (np. czytanie w myślach).
~ Żywiołowy twór - umożliwia mu tworzenie przedmiotów służących do obrony, jak i do ataku (do dyspozycji ma tylko żywioły, które sam posiada).
~ "Oczy zwierciadłem duszy" - kolor jego tęczówek dopasowuje się do nastroju, przez co nie jest w stanie kłamać. Umożliwia mu to również, minimalne określenie zamiarów rówieśnika. Zwykle jednak kończy się to bólem głowy, więc korzysta z tego tylko w razie konieczności.
~ Zmiennokształtność - możliwość przemiany w dowolną istotę. Biorąc pod uwagę fakt, iż niedawno odkrył ową moc, na chwilę obecną do dyspozycji ma postać ludzką, oraz czarnego ogiera.
Żywioł: "Smutek jest ważnym słowem w definicji świata. Leży u podstaw wszystkiego, jest piątym żywiołem, kwintesencją..." Mrok, Elektryczność, Magia
Cechy charakterystyczne: "To błędy i wyjątki nadają cechy szczególne pozwalające określić skąd i dokąd idziemy..." Złote oczy, w których ciągle można dostrzec dziwne, intrygujące błyski. W uszach ma po dwa kolczyki o identycznym kolorze.
Stanowisko: "Za pieniądze kupiłeś sobie stanowisko, na uznanie innych będziesz musiał sobie zapracować..." Szpieg.
Motto: "Nie przewrócę się, nawet się ku**a nie potknę."
Partner: "Partnerstwo jest jak gorset... im bardziej się zwiążesz, tym trudniej jest ci oddychać..." Biorąc pod uwagę jego negatywne nastawienie do wszystkiego, co się rusza, nieprędko natknie się na waderę, która z nim wytrzyma.
Rodzina: "Pozostawiłem więc swoją cudowną, inteligentną rodzinę, zanurzyłem się w ciepłej kąpieli i zacząłem rozważać samobójstwo przez utopienie. Potem jednak przypomniałem sobie o resztkach ciasta czekoladowego w lodówce i wynurzyłem się, nabierając powietrza w płuca. Dla niektórych rzeczy warto żyć."
~ Zamordowany ojciec Black - Surowy i niezwykle wymagający basior, traktujący swe potomstwo bardziej jak żołnierzy niż dzieci. Saw, biorąc pod uwagę buntowniczy charakter i wyraźną niechęć do wykonywania rozkazów, nigdy nie miał z nim dobrych kontaktów. Rozstał się z nim w niezbyt dobrych relacjach, bowiem ich ostatnia rozmowa zakończyła się słowami "Nie chcę cię więcej znać!".
~ Zamordowana matka Melody - Troskliwa i kochająca wadera. Robiła wszystko, by jej dzieciom żyło się jak najlepiej, przez co znalazła miejsce w sercu Saw'a. Była przeciwna surowym treningom jakie zafundował mu ojciec, jednak bała się sprzeciwić swemu partnerowi. W dniu drugich urodzin Sawyer'a, ona jak i jej ukochany zostali zamordowani przez alfę sąsiedniej watahy. Młody basior, długo nie mógł pogodzić się z ich śmiercią.
~ Zmarła siostra Lucy - Była jego całkowitym przeciwieństwem. Nie potrafiła być chamska wobec innej istoty, jak i naumyślnie sprawić jej przykrość. Słuchała się rodziców i w porównaniu do Saw'a była nazywana "małym aniołkiem". Mimo wielu różnic jakie ich dzieliły, potrafił znaleźć z nią wspólny język. Po śmierci najbliższych stał się za nią odpowiedzialny, i był gotów poświęcić własne życie dla jej dobra. Niestety mu się to nie udało. Po kilku latach wspólnej wędrówki, zostali zaatakowani przez niedźwiedzia. Lucy zginęła na miejscu.
Klan: Nie należy do żadnego.
Talizman: "Odkąd Cię poznałem wszystko się zmieniło,
stałaś się moim talizmanem szczęścia. Już nie zgubię Cię."
Nora: "I znów znalazłam się w jaskini samotności i potężnego lęku."
Inne zdjęcia:
Jako "Wilk Mroku": klik
Jako ogier: klik
Jako człowiek: klik klik
Głos: Red – Let Go
Spadek: "Nadzieja umiera ostatnia. Ale o spadek na pewno ktoś się upomni." 200 KR
Właściciel: Joanne K. Maxwell

piątek, 20 lutego 2015

Od Jasmin do Shontay

- Co ty robisz ? - warknęłam na waderę. Ta posłała mi tylko spojrzenie które miało znaczyć ,,Boisz się ? ''.
Bez wahania zadrapałam jej policzek. Następnie naskoczyłam jej na grzbiet i zaczęłam gryźć po karku. Lała się krew. Wadera wyglądała na zadowoloną. Ja też. Chyba. Kiedy zamierzała się, aby na mnie skoczyć zrobiłam unik.
- To na prawdę sprawia ci satysfakcję ? - zapytałam...

< Shontaya ? Sorki cierpię na Wenus Brakus >

Od Shontay

Włóczyłam się po bagnach. Znudzona i zdrętwiała. Tak długo nie miałam w łapach ciepłych wnętrzności wilka... Nie! o czym ja myślę, tutaj nie mogę zabijać bez nakazu Alfy... Ale tak bardzo chce chociaż poczuć tą ciecz... Nagle usłyszałam za sobą szelest. Rozpoznałam, że wywołał go jakiś wilk. Rzuciłam się w krzaki z kąt niedawno dobiegał hałas. Wpadłam na jakiegoś wilka. Nie zważałam na to czy to basior czy wadera. Zaczęłam "zabawę". Uderzyłam wilka łapą.
- Co robisz! - Warknął albo warknęła, nie ważne ja nie dam sobie popsuć tak długo oczekiwanej zabawy. Wymierzyłam wilkowi potężny cios w brzuch.
( Ktoś? )

od Misty

Przechadzałam się właśnie po nie znanych mi terenach.Byłam podekscytowana dołączeniem do
watahy.Starałam się nie narobić hałasu,by nie zwrócić na siebie uwagi wilka,którego przed chwilą zobaczyłam.Był otoczony drzewami i mnie nie widział.Maszerowałam zaledwie kilkanaście minut,a już zobaczyłam jednego z członków mojej watahy.Gdy oddaliłam się od nieznajomego poczęłam biec.Biec przez las.Biec przez równiny.Chciałam poznać wszystkie zapachy w okolicy.Na razie wyczułam tylko woń wilgotnej ziemi i nadchodzący deszcz.Strasznie mi było duszno.Czyli to nie będzie zwykły deszcz,to będzie burza.Właśnie przechodziłam obok małego strumienia,gdy moją uwagę przykuł mały,brązowy ptaszek.Ćwierkał radośnie skacząc na swoich krótkich nóżkach.Uświadomiło mi to początek wiosny,na który tak długo czekałam.Uwielbiałam wiosnę, jedyna pora roku,której nie lubiłam to lato.Kochałam zimę,na drugim miejscu była jesień.Reszta chyba oczywista.Z wpatrywania się w ptaka wybił mnie dźwięk tych słów:
-Witam.-Powiedział tajemniczy głos.
(Ktoś chętny???)

Oklaski proszę!

Oklaski proszę dla wszechmogącej Julciak b, której zawdzięczamy ten piękny obrazek na górze : D

Powitajmy...


Imię: Misty
płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Charakter: Misty jest nie ufna.Uwielbia bieganie po wodzie i wszystko co z nią związane.Równie dobrze czuje się e powietrzu.Kocha,gdy wiatr wieje jej w twarz.Lubi też biegać.Czasami można ją spotkać mówiącą do wody lub do powietrza.Może to wydawać się śmieszne,ale przedstawia im też swoje problemy.Z natury jest małomówna,chociaż przy znajomych może toczyć długie rozmowy.Trudno zdobyć jej zaufanie,ale unika wilków.Gdy jakiegoś spotka,to ignoruje go i zachowuje się tak,jakby go nie było.Rzadko też odpowiada na pytania.Jest skryta w sobie,ale czasami lubi zaszaleć :P.Jej złote oczy kłamią.
Historia: No cóż...To zaczęło się od samego dzieciństwa.Nie szanowała swojej rodziny.Nie kochała jej,nie miała się dla kogo poświęcić.Wszyscy wokół byli dla niej chłodni i nie mili.Starsze wilki pogardzały ją.Drwiły sobie z niej i śmiały się na jej widok.Pewnego dnia przyszedł myśliwy,który zastawił pułapki w lesie.Wiele zwierząt wpadło w jego zasadzki.Jej ojciec wpadł w klatkę.Został zwabiony przez świeżą łanię.Misty była przy tym,ale nie zareagowała.Nie znała swojego ojca,więc nie miała za czym tęsknić.Tak samo straciła brata.Po pewnym czasie,w gorące popołudnie sucha trawa zapaliła się.Płomienie pożerały wszystko na swojej drodze.Pożar w końcu dotarł do jej jaskini.Była tam też rodzina Misty.Gdy wyczuli dym było już za późno.Ogień odciął drogę ucieczki. Misty wymknęła się przez mały otwór w skale.Reszta się w nim nie mieściła. Misty po prostu stała i patrzyła się na rodzinę znikającą w płomieniach.Cudem uciekła z lasu.Po kilku latach dotarła tutaj...
Umiejętności: Jest sprytna i zwinna.Bardzo szybko ucieka,dobrze poluje.
Moce: Czaruje wodą,np.:robi z niej kształty.Potrafi też zamrażać. Moce magii dopiero odkrywa...
Żywioł: Woda (w tym częściowo lód) i magia.
Cechy charakterystyczne: niebieskie futro,złote oczy.
Stanowisko: Przywódczyni wojowników
Motto: ''Nie wszystko,co dobre jest jedynym rozwiązaniem.''
Partner: Szuka
Rodzina: Nie żyją.
Klan: Urdara
Talizman: nie ma.
Nora: Tajemnica.
Inne zdjęcia: 
Demon: Klik ( niestety link nie działa )
głos
Spadek: 200 KR
właściciel: Diamentowa Pełnia

Powitajmy...


Imię: Amira
płeć: Wadera
Wiek: 5 lat (nieśmiertelna)
Charakter: Amira jest nie ufna, miła, przyjacielska dla przyjaciół. Dla wrogów wredna , nie zawaha się zabić. Jest typem samotniczki.
Historia: Została wygnana, nigdy nie mówi za co. Rodziców praktycznie nie pamięta. Wie jak mieli na imię, ale ich wygląd jest jak mgła której nie da się rozwiać. Nie miała rodzeństwa, więc byli zrozpaczeni że alfa wygnał ich córkę. Gdy Amira odeszła nie wiedziała co począć
Umiejętności: Bezszelestne poruszanie się , potrafi skakać bardzo wysoko.
Moce: Kontroluje lód i cień , Dzięki kontroli powietrza potrafi latać, leczy rany ,więcej nie zdradzi
Żywioł: Lodu , cienia ,powietrza
Cechy charakterystyczne: Białe koła na przedniej łapie , i białe wzory na pysku.
Stanowisko:Morderca
Motto: ,, Problem sam w sobie nie jest problemem , problemem jest to jak postrzegasz ten problem "
Partner: Szuka
Rodzina: matka - Aria , tata - Kisuke
Klan: Mordelones
Talizman: nie wierzy w te bzdury
Nora
Inne zdjęcia:
Elf
głos
Spadek: 200 KR
właściciel: Przytulak3451

czwartek, 19 lutego 2015

Powitajmy...

 http://1.bp.blogspot.com/-idag0HurmRM/UQ0aEWdPK5I/AAAAAAAABho/PBbVSpjerfw/s1600/io_in_the_sky_by_plaguedog.jpg
Imię: Tasha (Tasza)
płeć: Wadera
Wiek: 3, 5lat(nieśmiertelna)
Charakter: (np. Nie ufny, lojalny itp)
Historia: Rodzina zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach.Szamani zaczepili Tashe w trakcie lotu i grozili zabiciem.Pozostało przyjść do watahy
Umiejętności:
-Latanie
Moce: nie odkryła
Żywioł: Ognia
Cechy charakterystyczne: czarne skrzydła, czerwono-biała sierść, niebieskie oczy
Stanowisko: Pomocnik medyka
Motto: "Doceniaj małe rzeczy, bo mogą stać się wielkimi, a może ratunkiem żyć."
Partner: zauroczona w Shoz'ie
Rodzina: sierota
Klan: nie chce sama wybierać
Talizman: [X]
Nora: [X]
Inne zdjęcia: - narysowana przez byłego partnera
 - zawstydzona 
- jako nastolatka
głos: Sylwia Grzeszczak - Małe rzeczy
Spadek: 200 KR
właściciel: mikki tikki

Powitajmy...


Imię: Ascanday
płeć: Wadera
Wiek: dawno przestała liczyć.
Charakter: nie ufna, lojalna, kiedyś zakochana po uszy, teraz samotna i niepotrafiaca sie z nikim zaprzyjaźnić. Dla nowych wilków przybiera falszywą maskę uśmiechu. Jej serce jednak krwawi. Nigdy sie nie uśmiecha ani nie śmieje.
Historia: była zwykła wadera zakochana w zwyklym basiorze. Niestety ich miilosc rozdzieliła wojna, basior umarł a ona została sama. Błąka sie sama po świecie aż trafiła tutaj. Była tylko na chwilę uzupelnic zapasy, a została na dłużej jako samica alfa.
Umiejętności:
- Potrafi stać się dla kogoś niewidoczna
Moce: 
- Wchodzenie/kontrolowanie snów
- Przywoływanie duchów
- Kontrolowanie cienia
Żywioł: Cień, duchów, snów
Cechy charakterystyczne: zawsze trzyma w pysku serce przebite sztyletem.
Stanowisko: Alfa
Motto: Miłość to uczucie nie do opisania, gdy raz się zakochasz nie ma odrotu.
Partner: szuka
Rodzina: Brak
Klan: Nie należy do żadnego
Talizman
Nora
Inne zdjęcia: brak
głos
Spadek: 200 KR
właściciel: ascanday

Powitajmy...


Imię: Jasmin - Można też Jass
płeć: Wadera
Wiek: 3 Lata Nieśmiertelna
Charakter: Jass jest dość dziwna. Jest raczej powściągliwa [ tylko gdy ma swoje humory]. Do głupich rzeczy zawsze pierwsza. Można o niej powiedzieć ,, Coś jej na mózg padło'' ... Chamska, bezlitosna i przede wszystkim tajemnicza. Miewa inny tok myślenia... Pluje śmierci w twarz.
Historia: Wychowałam się w watasze  mojego ojca... Urządził zawody polowe. Zajęłam ostatnie miejsce i po prostu mnie wygnał. Jakimś cudem trafiłam do wilczego wojska. Bardzo mnie zmieniło i poznałam kogoś... To był basior imieniem Jay... Byliśmy w sobie zakochani i nie wyobrażaliśmy sobie życia bez siebie... Niestety wybuchła wojna i Jay zginął... Byłam załamana i uciekłam... Trafiłam tu...
Umiejętności: 
- Nabyte w wojsku
Moce: 
- Przywołanie demonów, duchów itp.
- Ogłuszające wycie
- Więcej nie zdradzi...
Żywioł: Śmierć
Cechy charakterystyczne: Rude długoe włosy które otulają jej twarz obcina stył. Jej zielono-niebieskie oczy KŁAMIĄ nie jest to jeden z najurokliwszych wilków.
Stanowisko: Morderca
Motto: ,, Życie jest jak książka... śmierć to tylko kolejny rozdział ''
Partner: Szuka
Rodzina: Wygnali ją
Klan: Klan Mordleones
Talizman: [X]
Nora: [X]
Inne zdjęcia: 
1
2 -Z Jay'em
3
4
5 - Śmierć Jay'a
głos: Cry os the wolfs - a tribute to the wolf
Spadek: 200 KR
właściciel: julciak b

Powitajmy...


Imię: Shontaya
płeć: Wadera
Wiek: 700lat (nieśmirtelna)
Charakter: Nie ufna, chamska i chora ( psychicznie ) do granic możliwości. Nie zważa na niebezpieczeństwo, chce się tylko dobrze bawić. Zabijanie sprawia jej przyjemność. Nie ma uczuć, niektórzy sądzą że nie ma też serca. Często nie słucha jak ktoś coś do niej mówi, jednak jeśli jej zainponujesz może okazać się pomocna. 
Historia: Gdy miała zaledwie 5 miesięcy własnymi łapami swoją matkę. Wtedy po raz pierwszy zasmakowała krwi. Pokochała ją, ogarnięta rozkoszą zabijała wszystkich po kolei z wioski. Gdy już nie było nikogo, bawiła się krwią i ciałami. Wędrowała kilka dni rabując i zabijając co jakiś czas wilki dla zabawy. W końcu dotarła tutaj. Brudna od krwi i z rządzą krwi w oczach. Tutaj jednak coś ją zaskoczyło. Nie było tu tyle pazernych i bezmyślnych wilków. Było tu spokojnie, wesołe szczeniaki biegały a gdy spotykały ją uśmiechały się tylko i biegły dalej. Została tu. 
Umiejętności: 
- Bezszelestne poruszanie się
- Jad w pazurach i zębachMoce:
- Czyta w myślach
- Otwiera portale
- Kontroluje swoją i czyjąś krew
- Wchodzi do snów
- Popada w niekontrolowane furie ( Zamienia się w tedy w demona )Żywioł: Krwi, Snów, Demon 
Cechy charakterystyczne: Załe ciało pokryte jest plamiami od krwi
Stanowisko: Zabójca
Motto: Zabijaj aby nie zostać zabitym
Partner: nie szuka
Rodzina: Zabiła
Klan: Mordelones
Talizman: Nie wierzy w te bzdury
Nora: mieszka gdzie chce
Inne zdjęcia: Brak
głos: nie wiadomo
Spadek: 200 KR
właściciel: Swinka morska300

Powitajmy...

Imię: Shoz
płeć: Basior
Wiek: 600lat (nieśmiertelny)
Charakter: Shoz jest spokojnym, rozważnym i doświatczonym wilkiem. Lubi małe szczeniaki. Jest zazwyczaj miły i sympatyczny jednak gdy się go sprowokuje potrafi pokazać kły. Nie lubi się kłucić ani walczyć. Zakocha się tylko raz i nigdy więcej. Chce odnaleźć swoją prawdziwą miłość. 
Historia: Gdy miał 3lata jego rodzina została zamordowana. Włóczył się sam po świcie szukając ciepłego konta dla siebie. W końcu odnalazł go tutaj.
Umiejętności: 
- Latanie
- Bezszelestne poruszanie
Moce: 
- Kontroluje Ziemię
- kontroluje pogodę
- Leczy nawet najgłębsze rany
Żywioł: 
- Ziemia
- powietrza
- Leczenie
Cechy charakterystyczne: Kolczyk w uchu i chłodne oczy.
Stanowisko: Medyk
Motto: Naj­lep­szym przy­jacielem jest ten, kto nie py­tając o powód smut­ku, pot­ra­fi spra­wić, że znów wra­ca radość
Partner: Szuka
Rodzina: Umarła
Klan: Na razie brak
Talizman:
Nora:
Inne zdjęcia: 
głos: 
Spadek: 200 R
właściciel: Shoz