Menu rozwijane dostarczyły profilki

niedziela, 22 lutego 2015

Od Sawyer'a do Shontay i Ascanday

Nigdy nie doceniałem tego co miałem. Dom, rodzinę, przyjaciół... Wszystko to było częścią mojego małego, idealnego świata i nawet przez myśl mi nie przeszło, że utrata tego może przysporzyć tyle cierpienia. Pozostały tylko wspomnienia. Nadzwyczaj dołujące i przygnębiające. Dlaczego? Ponieważ nie mogę przypomnieć sobie żadnej radosnej chwili, a kłótnia z ojcem to jedna z ostatnich rzeczy która utknęła mi w pamięci. Jak można normalnie żyć ze świadomością, że ostatnie słowa jakie od ciebie usłyszał to, to że nie chcesz go więcej znać? Jak można znieść to poczucie winy, że nie zdołałeś ochronić swej niewinnej, młodszej siostrzyczki, przez co miałeś na łapach jej krew? Oraz to, że gdyby nie ty wszystko byłoby w jak najlepszym porządku...? Nie można. Sęk w tym, że właśnie nie można!
Czemu więc nie skrócić tych męczarni i nie popełnić samobójstwa? To najlepsze rozwiązanie jakie dotychczas przyszło mi do głowy. Jednak ilekroć próbowałem za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem, więc można powiedzieć, że dałem sobie z tym spokój... Poza tym Lucy... No właśnie, co Lucy? Nie chciałaby mojej śmierci? Miałaby mi za złe, że próbuję uciec od cierpienia i samotności, na które zostałem skazany? A może byłaby niezwykle uradowana faktem, iż postanowiłem podążyć w jej ślady...?
Gdy od wyjścia z jaskini dzielił mnie zaledwie jeden krok, coś zmusiło mnie do zawrócenia i co dziwniejsze uklęknięcia przed nieznajomą...
Chole*a! Co jest ze mną nie tak?! Kilka lat temu trzeba było siłą przekonywać mnie do uklęknięcia przed alfą, a teraz...? Ot tak okazuję szacunek pierwszej lepszej istocie!
Usiłowałem się podnieść, jednak coś mi to uniemożliwiało. Całkowicie straciłem kontrolę nad własnym ciałem...
Zdezorientowany wzniosłem wzrok ku czarno-czerwonej waderze.
Fakt, iż stała nade mną z tak wyniosłą miną niezmiernie mnie irytował, jednak... Nie! Nie ma sensu jeszcze bardziej pogrążać się w tej jakże niekorzystnej sytuacji.
- I jak ci się podoba? - zachichotała, najwidoczniej zadowolona z bieżącej sytuacji.
Nie rozumiem jakim cudem skłoniła mnie do czegoś tak poniżającego... Jak to możliwe, że ta jej dziwna obroża, może mieć na aż mnie taki wpływ?
- Pij. - rozkazała, podając mi jakiś podejrzany napój.
Lekko marszcząc nos, przyjrzałem się podarowanej cieczy. Była gęsta i wręcz obrzydliwie zielona... Jakby tego było mało, przedziwny roztwór nie szczycił się również zbyt miłym zapachem...
Z obrzydzeniem niemalże wymalowanym na pysku, pospiesznie odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku, na co wadera ostrzegawczo pokiwała mi pazurem przed oczyma.
- Nie, nie tak powinieneś robić w stosunku do swojego właściciela - zaśmiała się szyderczo.
Na słowo "właściciel" momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Wciąż nie przyjmowałem do wiadomości, iż miałbym być czyjąś własnością, a już w szczególności kogoś takiego jak ona...
Wadera ponownie naciskając guzik, zmusiła mnie do wypicia tego jakże wstrętnego napoju, przygotowanego przez jej krwawego sługę.
Z trudem powstrzymując się od serii kaszlnięć, wciąż nie odrywając wzroku od mej prześladowczyni, gwałtownie podniosłem się do pozycji stojącej. Mrużąc oczy, lekko pochyliłem się ku waderze.
- Skarbie... - zacząłem rezygnując z próby powstrzymania ironicznego uśmiechu, który od dłuższej chwili cisnął mi się na pysk. - Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek zgadzał się na zostanie twoim niewolnikiem.
Wadera oddaliła się o kilka kroków i z szyderczym śmiechem, przycupnęła na pobliskiej skale. Z dziwnym uśmiechem... jeśli można to tak w ogóle nazwać, nieustannie mierzyła mnie wzrokiem, jakby rozważała posunięcie się do czegoś niezbyt przyjemnego...
Rozdrażniony jej dziwnym zachowaniem, wypuściłem powietrze z charakterystycznym świstem.
Fakt, że tak krucha istota mogła wydawać mi polecenia, które na moje nieszczęście byłem zmuszony wykonać, doprowadzał mnie do... Sam nie wiem. Cała sytuacja przytłaczała mnie do tego stopnia, iż nawet nie byłem w stanie stwierdzić co o tym wszystkim sądzę...
- Twoje rany zaczęły się powoli goić... - oznajmiła z zafascynowaniem.
Niepewnie podążyłem za jej wzrokiem, skupiającym się na moim boku. Miała rację... rany w pewnym stopni zaczęły się zasklepiać, choć nie do końca mnie to ucieszyło... Dlaczego? Otóż szansa, iż wda się zakażenie i po pewnym czasie zniknę z tego świata, diametralnie zmalała, przez co...
- Teraz chyba mogę troszkę się z tobą pobawić... - odparła z entuzjazmem niemalże równym uradowanemu dziecku.
Podniosła się i powoli ruszyła w moim kierunku.
- Aż tak zależy ci na mojej bliskości... - zacząłem, gdy wilczycę dzieliło ode mnie zaledwie kilka centymetrów. - ...iż zapragnęłaś mieć mnie na wyłączność? - dokończyłem uśmiechając się bezczelnie.
Nieznajoma nie odsuwając się, a nawet celowo minimalnie przybliżając, jakby swą obecnością usiłowała wywrzeć na mnie jakąś presję, rzuciła mi prowokujące spojrzenie.
Nim zdołałem jakkolwiek zareagować, ponownie zatkała mi pysk łapą.
- Nie schlebiaj sobie. - odparowała, a po jej pysku przebiegł cień cynicznego uśmiechu. - Jesteś tu tylko po to, by dostarczyć mi rozrywki.
Odsuwając się nieco, cicho zaśmiałem się pod nosem.
- Rozrywki, powiadasz? - prychnąłem. - Jaki typ "rozrywki" masz na myśli?
Wilczyca uśmiechnęła się groźnie i tajemniczo, przez co po ciele przebiegł mi zimny dreszcz.
Była tak nieprzewidywalna, że nie miałem bladego pojęcia, na co może zdobyć się w upływie paru sekund.
- Wybacz, jednak muszę cię rozczarować. Mam lepsze zajęcia od "zabawy" z tobą. - burknąłem.
- Nie możesz mi się sprzeciwiać. - zaśmiała się.
Niezmiernie kusiło mnie, by jej w jakiś złośliwy sposób odpowiedzieć, jednak nim to uczyniłem, zostałem ponownie zmuszony do klękania przed jej obliczem.
- Sprawia ci to satysfakcję? - warknąłem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z podekscytowaniem, po czym jej uwagę przykuło coś znajdującego się za mną. Dopiero po kilku sekundach do moich uszu dobiegły czyjeś kroki...
Intruz bez zbędnego wahania rzucił się na stojącą przede mną wilczycę, po czym zbliżył się do mnie.
Była to jasnoszara wadera, której... szczerze mówiąc jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem. Budową niemal wcale nie różniła się od powalonej przeciwniczki, jednak w jej oczach było coś całkowicie odmiennego i...
- Uciekaj. - szepnęła mi do ucha, lekko się nade mną pochylając.
Spojrzałem na nią spode łba, szykując się do stanowczej odmowy, jednak coś mi w tym przeszkodziło. Nieznajoma, za pomocą cienia stworzyła istotę przypominającą potężnego tygrysa, który bez ostrzeżenia zacisną szczęki na moim karku i wraz ze mną wybiegł z jaskini, w której rozpoczął się zacięty pojedynek.
Przez kilkanaście pierwszych metrów, przez które taszczył mnie ze sobą, usiłowałem się wyrwać, jednak nie otrzymując oczekiwanych rezultatów, szybko zrezygnowałem.
- Dobra, możesz mnie już odstawić. - burknąłem.
Tygrys zignorował moje polecenie. Ponadto, jakby chciał mi zrobić na złość, znacznie przyśpieszył.
- Puść mnie do chole*y! - warknąłem i tym razem istota wysłuchała moich słów.
Zatrzymała się pośrodku jakiejś dziwnej, opustoszałej przestrzeni i odłożyła mnie na ziemię.
Marszcząc brwi z rozwścieczeniem rozglądnąłem się wokół siebie, po czym wbiłem wzrok w stojący przede mną cień.
- I co, jesteś z siebie zadowolony? - syknąłem. - Gdzieś ty mnie do jasnej chole*y wyniósł?!
Istota przekrzywiła łeb w prawą stronę, bacznie mi się przyglądając. Po kilku sekundac...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz