Menu rozwijane dostarczyły profilki

sobota, 28 lutego 2015

Od Sawyer'a do Shontay

Zaskakujące jak cierpienie, czy utrata bliskiej ci osoby, może bezpowrotnie zmienić sposób w jaki dotychczas patrzyłeś na otaczający cię świat... Przestajesz cieszyć się drobnostkami takimi jak śpiew ptaków, widok kwitnącej rośliny, a nawet świadomością, iż będziesz prowadził długie i pełne wrażeń życie... Ale z czego tu być zadowolonym, skoro samotność i przytłaczające poczucie winy nie opuści cię do końca twoich dni?
Przez lata możesz uodpornić się na ból fizyczny, który z czasem zaczyna się stawać niemalże niezbędną częścią twej szarej codzienności... Jednak nigdy nie zdołasz uchronić się przed cierpieniem, jaki zadała ci okrutna przeszłość, pozostawiając po sobie głęboką ranę w twej psychice.
Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie uderzenie w głowę. Zatrzymałem się i mrugając kilkakrotnie, rozglądnąłem się wokół siebie ze zdezorientowaniem. Nikogo, ani niczego tam nie było...
Gdy ponownie miałem ruszyć przed siebie, niewielki przedmiot odbił się od mojej głowy i wylądował na trawie przede mną.
- Co jest? - wyszeptałem sam do siebie.
Nieznacznie pochylając się ku ziemi, zacząłem mu się uważnie przyglądać. Mały i brązowy... orzech? No bez jaj! Oberwałem orzechem?!
Z grymasem na pysku spojrzałem na pobliskie drzewo w poszukiwaniu niewielkiego, rudego stworzenia. Jak się zapewne domyślasz, niczego tam nie znalazłem. Ani śladu chole*nej wiewiórki!
Powolnym krokiem zbliżyłem się do mizernego pnia i nieznacznie go staranowałem w celu strącenia istotki. Czynność tą powtarzałem z około dziesięć razy. I co? Udało się! Kto by pomyślał...
Zadowolony z efektu, podbiegłem do leżącego plackiem stworzenia i ostrożnie je obwąchałem. Co było najgorszą rzeczą, na jaką mogłem się zdobyć... Rzekomo martwa istotka, szybko wdrapała się na mnie, przy tym drapiąc i gryząc po uszach. Skacząc jak po przedawkowaniu soku z gumijagód z trudem udało mi się ją strącić.
- Ty mała gnido! - warknąłem przygniatając ją do ziemi, na co rozpaczliwie zaczęła się szarpać.
Szybko jednak zrezygnowałem z próby ukatrupienia tego jakże kruchego stworzonka, bowiem zaledwie kilka metrów od siebie usłyszałem cichy trzask gałęzi. Rudzielec korzystając z chwili mojej nieuwagi, wyrwał mi się i z niezwykłym uradowaniem, a zarazem obawą, że go znowu złapię, czmychnął na pobliskie drzewo. Nie zaprzątając sobie dłużej nim głowy, rozglądnąłem się wokół siebie, po czym nie ujrzawszy niczego nadzwyczajnego leniwie ruszyłem przed siebie... Z każdą chwilą coraz bardziej intrygował mnie fakt, iż gdzieś... zdecydowanie daleko, w ciemnej jaskini, w której przez najbliższy czas miałem być więziony, dwie nieznajome mi wadery toczą zażarty pojedynek. Byłem niezmiernie ciekaw, która z nich okaże się silniejsza, jednak raczej nie chciałbym być tego światkiem... Dlaczego? No cóż, można powiedzieć, iż jestem zbyt podatny na wtrącanie się do tego typu spraw i jak znam życie stanąłbym po czyjejś stronie, nie przemyślawszy skutków jakie by to ze sobą przyniosło...
Gdy miałem ponownie kontynuować swą nużącą próbę odnalezienia jakiejkolwiek żywej istoty, coś wylądowało przede mną, tym samym zastępując mi drogę.
Zirytowany ową sytuacją, spiorunowałem wzrokiem przybysza. Był to dość pokaźnej postury wilk o białej sierści i krwistoczerwonych oczach. Z jego pleców wyrastały potężne anielskie skrzydła, co znacznie mogło zmylić, gdyż osobnik pod żadnym względem nie przypominał pokojowo nastawionego aniołka... Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, iż jest to wadera.
- Chyba coś mówiłam o uciekaniu z jaskini! - warknęła.
He? Czy to przypadkiem nie był tekst tej psycho... O chole*a! To ona?!
Nie zdołałem się nad tym zastanowić, gdyż wadera usiłowała chwycić mnie za obrożę, przez co natychmiastowo się uchyliłem, tym samym najwidoczniej ją rozwścieczając...
- Pogarszasz swoją sytuacje kotku. - ostrzegła.
Sam nie wiem co miałem o tym wszystkim myśleć... Z każdą chwilą byłem w coraz gorszym położeniu. Najwidoczniej owa wadera nie miała najmniejszego zamiaru mi odpuszczać... Dlaczego nie wyżyje się na jakimś króliku?! Ech... Normalnie zacznę mieć wrażenie, iż ktoś przykleił mi do piersi karteczkę z napisem "Dźgnij mnie, może poczujesz się lepiej!"... Jednak gdyby się tak porządnie zastanowić... zasłużyłem na to. Może to wszystko jest czymś w rodzaju kary za wszelkie błędy popełnione w przeszłości? Za rozlew krwi, cierpienia innych... Wszystko to teraz powraca z zamiarem zemszczenia się na mnie za pomocą przypadkowo spotkanej wilczycy, która najwidoczniej od dłuższego czasu czekała na kogoś takiego jak ja... Marną istotę bez żadnych powodów do życia. Dlaczego nie potrafię ot tak się poddać? Ból od niezliczonej ilości czasu przestał być mi straszny, więc co mnie powstrzymuje przed oddaniem się jej psychopatycznym fantazjom...? Może naprawdę jedyne na co zasługuję to zostanie czymś w stylu zabawki, tak uroczej, lecz psychicznej istoty? Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens bym się jej sprzeciwiał... Gdyby nie ta chole*na duma, która siedzi we mnie odkąd pamiętam, zapewne już od dłuższego czasu słuchałbym każdego jej rozkazu... Miałem zamiar powoli się wycofać, jednak coś mi to uniemożliwiało... Nie pozwalało na żaden gwałtowny ruch... - Teraz zacznie się prawdziwa zabawa! - zaśmiała się, otwierając coś w rodzaju mrocznego portalu, do którego po krótkiej chwili mnie wepchnęła. Po niespełna ułamku sekundy znajdowaliśmy się w całkowicie innym świecie. Niezwykle ponurym i przyprawiającym o dreszcze... Gdyby nie fakt, iż niemalże identyczne miejsca widywałem w snach, ogarnąłby mnie niemałe przerażenie. Z obrzydzeniem rozglądnąłem się wokół siebie. Niemal wszystko co nas otaczało ociekało gęstą ciemnoczerwoną cieczą. Drzewa, krzewy, a nawet trawa po której byłem zmuszony stąpać...Nawet nie wiem od jak dawna nie widziałem tak ogromnej ilości krwi. Najgorsze jednak było to, iż widok ten sprawiał mi coś w rodzaju... satysfakcji, przez co jeszcze bardziej nienawidziłem samego siebie...Wadera usiadła naprzeciwko mnie, ponownie przybierając swą pierwotną postać.- Masz trzy szansę, by złamać hasło w obroży. To nie wszystko. Po całym świecie porozrzucane są cztery kartki z zagadkami, jedna fałszywa. Wszędzie są pułapki. Ale ostrzegam, nawet jeśli złamiesz hasło w obroży nie znaczy to, że się uwolnisz. - uśmiechnęła się szyderczo. - Jedynie będziesz krok bliżej do zakończenia zabawy - zaśmiała się, po czym z gracją wzniosła się w powietrze.- Pamiętaj masz tydzień na odnalezienie kartek, czas Start! - wykrzyknęła, chwilę po tym znikając z mojego pola widzenia.Jeszcze przez kilka minut stałem w bezruchu, beznamiętnie wpatrując się w bordowe niebo, po czym powoli ruszyłem przed siebie.- Zostałem uwięziony w innym wymiarze... - szepnąłem sam do siebie, wciąż nie wierząc we własne słowa. - ...w celu odnalezienia chole*nych kartek... - kontynuowałem nie zważając na wzrastające we mnie negatywne emocje. - ...z tym chole*nym hasłem, do tej pi*przonej obroży!!!Możliwość wydarcia się ze świadomością, iż raczej nikt cię nie usłyszy była chyba jedynym plusem obecnej sytuacji... No bo czego innego mogłem oczekiwać? Lepsze to, niż wyładowywanie się na pobliskim drzewie...Na moje nieszczęście już po dwudziestu minutach szlajania się po tym dziwnym świecie, zaczęło do mnie docierać, iż z pewnością nie jestem tu sam... Czułem na sobie czyjś wzrok, lecz wokół mnie nie było niczego prócz olbrzymich roślin, czy spróchniałych pni drzew...Coś sprawiało, że czułem się nieswojo, jednak postanowiłem nie zaprzątać sobie dłużej tym głowy. Powinienem koncentrować się tylko na swoim celu, którym w tym wypadku było znalezienie pierwszej kartki...Ech, to takie żenujące... Skoro postanowiła mnie tu zamknąć, to powinna dać mi kilka wskazówek dotyczących ich położenia oraz zagrożenia w tamtych okolicach, choć jak mniemam nie ma tu zbyt wielu stworzeń. W końcu do tej pory nie natrafiłem na ani jedno... Po pułapkach też nie ma śladu... Więc o co tu cho...Z zamyślenia wyrwał mnie ucisk w prawej tylnej łapie. Zirytowany obejrzałem się za siebie, spodziewając się kolejnego chwasta, o który po raz kolejny jak na złość skutecznie się zahaczyłem. W niczym się nie pomyliłem, jednak ta kolczasta roślina, ku mojemu zdziwieniu zaczęła ciasno oplatać moją nogę. Z grymasem na pysku szarpnąłem się gwałtownie usiłując przerwać to natręctwo, jednak ta jeszcze bardziej wkłuła się w moją łapę i jednym silnym szarpnięciem cisnęła mną o potężny pień pobliskiego drzewa. W momencie w którym w bolesny sposób zetknąłem się z chropowatą korą, rozległ się niepokojący trzask. Byłem na tyle wstrząśnięty bieżącymi wydarzeniami, iż nie byłem w stanie stwierdzić czy ten nieprzyjemny dźwięk świadczył o tym, że coś sobie złamałem, czy był to po prostu odgłos łamanej gałęzi, na którą niemal się nadziałem...Gdy tylko osunąłem się na ziemię, kolejne pnącze oplotło się wokół mojej szyi i klatki piersiowej, zaciskając się wystarczająco mocno bym nie mógł zaczerpnąć powietrza.Przez pewną chwilę przez myśl przebiegła mi chęć obronienia się używając jednej z mocy, jednak świadomość iż automatycznie miałbym się przemienić w łaknące krwi monstrum, szybko ją rozwiała.Ostatnią rzeczą jaką ujrzałem była średnich rozmiarów nora, do której byłem wleczony i para żółtych oczu w jej wnętrzu. Zaraz potem zostałem pochłonięty przez gęstą ciemność...
<Shontaya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz